Premier Donald Tusk wręczył akty powołania członkom nowo utworzonej Rady Gospodarczej. Przewodniczącym Rady został były premier Jan Krzysztof Bielecki.
Premier powołał do rady m.in. prezesa PZU Andrzeja Klesyka, prezesa zarządu Banku Zachodniego WBK SA Mateusza Morawieckiego, głównego ekonomistę Reiffeisen Bank Polska SA Jacka Wiśniewskiego.
- Znaleźli się w niej ekonomiści liberalni, albo stojący na czele dużych instytucji biznesowych. Gdybym był złośliwy, powiedziałbym, że to emanacja określonego biznesu i określonych interesów – powiedział w Jedynce Ryszard Bugaj.
Przed Radą pojawia się wiele problemów. Rosnące bezrobocie, które wynosi już 13 proc., problem rencistów, rolnictwo. Rada będzie musiała zajmować się całą sferą socjalną naszego kraju.
- W różnych analizach mówi się, że polski system finansów publicznych jest przeciążony wydatkami socjalnymi. Tak na prawdę nasze standardy zabezpieczenia socjalnego są na tle Europy bardzo niskie – powiedział Bugaj.
Ryszard Bugaj: No więc właśnie. Myślę sobie, że jest duża różnica między tą Radą, którą stworzył prezydent, która jest pluralistyczna z założenia i pracuje przy otwartej kurtynie, a tym zespołem ludzi, gdzie się zresztą znalazło kilka całkowicie kompetentnych osób, nie mam co do tego żadnych wątpliwości, ale poza kompetencjami znani są oni z pewnych wyborów aksjologicznych, to są albo ekonomiści bardzo liberalni, albo stojący na czele dużych instytucji biznesowych, więc gdyby był złośliwy, to bym powiedział, że to jest emanacja raczej pewnych interesów i pewnego biznesu. Z tego punktu widzenia nie sądzę, iżby te rady mogły być po prostu zrównoważone. Myślę, że one trafiają... będą sprzyjać pewnej koncepcji, którą rząd chce realizować.
Z.D.: No tak, ale coraz bardziej niepokojące wskaźniki ekonomiczne są publikowane – rośnie bezrobocie, osiągnęło już poziom 13%, mamy całą teraz wielką dyskusję na temat Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, który musi zwiększyć środki na wypłatę rent i emerytur, więc taka Rada pewnie będzie miała wiele do roboty. Nie wiem, czy będzie chciała tymi tematami społecznymi akurat się zająć, tym bardziej że wyliczenia prezesa ZUS-u mówią, że 70 miliardów złotych rocznie trzeba będzie wydawać i że to jest kwota, która dramatycznie wzrosła.
R.B.: W tym, co pani powiedziała, jest kilka stwierdzeń, z którymi nie bardzo bym się zgodził, to znaczy po pierwsze nie wszystkie wskaźniki są gorsze, niektóre są lepsze, na przykład możemy się spodziewać, że produkcja w 2010, produkt krajowy brutto będzie trochę lepszy niż był w poprzednim, ale będzie nadal to, powiedziałbym, niskie... nadal będziemy mieli – i to nawet chyba zaostrzone – problemy z sektorem finansów publicznych.
Co do deficytu ubezpieczeń społecznych, trzeba powiedzieć, że to polega troszeczkę na zabiegach takich statystycznych, bardzo wątpliwych, to znaczy po pierwsze duża kwota w tym roku to jest chyba nieco ponad 20 miliardów złotych, to jest dotacja do ZUS-u, ale tylko po to, żeby ZUS w całości tę kwotę przekazał do powszechnych towarzystw emerytalnych. To nie jest na emerytury, to jest na reformę systemu emerytalnego. To jest zupełnie inna sprawa, nie wolno tego pomylić.
Druga sprawa – wielka kwota wpływa z tego tytułu, że mamy bezpośrednią wypłatę emerytur, nie ma systemu składkowego w ubezpieczeniu tak zwanych mundurowych. To jest duża grupa, to są zawodowi wojskowi, to jest policja, to jest straż graniczna et cetera, et cetera. Jakimś odpryskiem tego jest to, że w różnych analizach się mówi, że polski system finansów publicznych jest przeciążony wydatkami socjalnymi. No, dlatego, że tak się je identyfikuje. Tak naprawdę nasze standardy zabezpieczenia socjalnego są na tle Europy bardzo niskie.
Z.D.: No, wszędzie na tle tego, co należy zrobić z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych i finansami Zakładu, doszło do dużego napięcia. Minister Boni krytykuje otwarcie ministra finansów Jacka Rostowskiego, mówiąc, że ten dąży do rozmontowania systemu emerytalnego. Sama taka opinia wyrażona przez tak wpływową osobę, jak Michał Boni, może zdenerwować emerytów i rencistów i tych, którzy nimi się staną za parę lat. Ale to też świadczy o tym, że temat jest niesłychanie gorący i w gruncie rzeczy polityczny.
R.B.: Jest, jest, jest. I mnie się wydaje, że my absolutnie żeśmy w Polsce dojrzeli do tego, aby spojrzeć na tę reformę ubezpieczeń społecznych i na stan systemu ubezpieczeń społecznych od nowa. I jest potrzebnych w moim przekonaniu bardzo wiele zmian, idących zresztą w różne strony, to znaczy z jednej strony jest problem KRUS-u z całą pewnością, to znaczy sytuacji, w której jednak przytłaczająca część wypłat jest pokrywana z dotacji budżetowej w ścisłym sensie tego słowa. Myślę, że dla rolników, którzy mają relatywnie niskie dochody, to to jest nieuchronne, tak musi być. Ale w grupie rolników są także, chociaż mniejszościowe, ale to jest populacja, ale nie jest spora populacja tych, którzy mają bardzo wysokie dochody i nie bardzo wiadomo, dlaczego my wszyscy z podatków fundujemy im emerytury, chociaż niskie emerytury, trzeba to powiedzieć. Jest problem składek ubezpieczeniowych samozatrudnionych. Tutaj jest taka zasada, że płaci się od podstawy 60% przeciętnego wynagrodzenia. I są tacy samozatrudnieni, którzy płacą całkiem wysoką składkę. Ale są tacy, którzy otrzymują wysokie dochody i którzy płacą w gruncie rzeczy kilka procent (...)
Z.D.: A często są biznesmenami o bardzo wysokich dochodach.
R.B.: Tak, zresztą słowo biznesmen jest tutaj niekoniecznie na miejscu, dlatego że mówimy tu o samozatrudnionych. Samozatrudnionym może być często menedżer wielkiego przedsiębiorstwa, który ma podpisany kontrakt menedżerski. No i w związku z tym już jako samozatrudniony ma prawo do takiego przywileju. Co więcej, w zreformowanym systemie ubezpieczeń społecznych mamy wewnętrzną redystrybucję, ale na rzecz zamożniejszych. Mało kto zdaje sobie z tego sprawę...
Z.D.: Czyli z systemu korzystają ci ludzie, którzy mają większe dochody.
R.B.: Wszyscy otrzymują oczywiście świadczenia. Problem polega na tym, że świadczenie w tym nowym systemie jest w tej chwili ściśle proporcjonalne do zgromadzonego kapitału. No ale pobierane jest przez wszystkich aż do końca życia. No ale ludzie o wysokich dochodach żyją dłużej, więc z tego systemu wyjmują znacznie więcej. Gdyby ten system miał być rynkowy, sprawiedliwy, to z tego punktu widzenia powinien zawierać degresję świadczeń.
Z.D.: Będziemy tę debatę na temat naszych przyszłych emerytur obserwować. Dziękuję serdecznie za rozmowę.
R.B.: Dziękuję bardzo.
(J.M.)