Miasto, ciało, świadomość
James Joyce - wielki kalamburzysta
16 czerwca 1904 roku w Dublinie zwykły dzień spędza dwójka głównych bohaterów "Ulissesa" - Leopold Bloom oraz Stefan Dedalus, znany czytelnikom z wcześniejszego "Portretu artysty w wieku młodzieńczym". Właściwie nie dzieje się nic spektakularnego. Spotykają się ze znajomymi, rozmawiają, myślą, czują. Dzięki nowatorskiej technice strumienia świadomości w kronikę owego dnia wpleciony jest ponadto szeroki kontekst historycznoliteracki, filozoficzny i społeczno-polityczny.
"Ulisses" jest także jednym z najdoskonalszych portretów miasta. Dublin z początku XX wieku odmalowany jest przez autora z fotograficzną precyzją. Nawet ludzie, którzy nie czytali powieści, chętnie wybierają się na wycieczki śladami bohaterów "Ulissesa", gdy tylko znajdą się w stolicy Irlandii. A Joyce, mimo że pisał powieść na emigracji i dystansował się od "zaściankowej miejscowości, powiedział kiedyś: "zawsze piszę o Dublinie, bo jeśli mogę dotrzeć do istoty Dublina, mogę dotrzeć do istoty każdego miasta na świecie. W tym, co konkretne, mieści się to, co uniwersalne".
05:57 dublin jamesa joyce’a (2).mp3 Tłumaczka Małgorzata Goraj opowiada o wędrówkach po Dublinie śladami "Ulissesa" Jamesa Joyce'a (PR, 23.09.1997)
02:45 dublin jamesa joyce’a (3).mp3 Małgorzata Goraj opowiada o miejscach w Dublinie związanych z Jamesem Joyce'em (PR, 24.09.1997)
04:44 dublin jamesa joyce’a (4).mp3 Małgorzata Goraj o uratowaniu starej części Dublina przez senatora Davida Norrisa, wielbiciela "Ulissesa" Jamesa Joyce'a (PR, 25.09.1997)
Te słowa w równym stopniu można odnieść do bohaterów "Ulissesa". Ambicją Joyce'a było totalne opisanie człowieka jako przedstawiciela ludzkości. A skoro dzieło Irlandczyka miało opowiadać o całości człowieka i jego doświadczenia, nie zabrakło tam kwestii związanych z ludzkim ciałem. A tam, gdzie ludzkie ciało, tam też musi pojawić się ludzka seksualność. Więc i dla niej znalazło się miejsce na kartach powieści. Niektórzy uważali jednak, że nie wolno pisać o takich rzeczach. I niestety mieli po swojej stronie policję.
Kto się boi Leopolda Blooma?
Pierwsze książkowe wydanie "Ulissesa" zawdzięczamy Sylvii Beach, wpływowej Amerykance, która większość życia spędziła w Paryżu, publikując dzieła literatury i prowadząc anglojęzyczną księgarnię Shakespeare and Company. Kobieta poznała Joyce'a w lipcu 1920 roku, w okresie, gdy autor bezskutecznie próbował znaleźć wydawcę dla swojej książki. Już wtedy nie miała ona dobrej prasy.
Pierwotnie "Ulisses" ukazywał w odcinkach w latach 1918-1920 w amerykańskim "The Little Review", znanym z propagowania literatury awangardowej oraz - z punktu widzenia mieszczańskiej moralności - "wywrotowej" i "nieprzyzwoitej". Taką też miała okazać się proza Jamesa Joyce'a. Oskarżenia o obsceniczność pojawiły się kilkukrotnie. W związku z publikacją niektórych rozdziałów "Ulissesa" interweniowała rządowa agencja U.S. Post Office, która zatrzymała i spaliła aż trzy wydania czasopisma. Za czwartym razem nie skończyło się tylko na tak "łagodnej" reakcji.
To na pewno nie dla dziewcząt!
W 1920 roku w kwietniowym numerze "The Little Review" ukazał się odcinek "Ulissesa" pod tytułem "Nauzykaa". Leopold Bloom doznaje tam seksualnego zaspokojenia na widok niejakiej Gerty MacDowell, która leży w wyzywającej pozie. Tego było za wiele. Kilka miesięcy później wydawczynie "The Little Review" Margaret Anderson i Jane Heap zostały aresztowane i oskarżone o publikowanie zdrożnych treści.
Proces odbył się w lutym 1921 roku. Skarżącym był John S. Sumner, nowojorski działacz stowarzyszeń stojących na straży moralności. Obrona powołała w charakterze biegłych trzech anglojęzycznych pisarzy. Gdy jeden z nich - dramaturg Philip Moeller - dowodził, że dzieło obficie czerpie z Freudowskich twierdzeń na temat podświadomości, sędziowie poprosili go o "mówienie w sposób zrozumiały dla sądu". Inny - poeta i redaktor magazynu "The Dial" Scofield Thayer - tak pogubił się w ogniu pytań na sali sądowej, że właściwie przyznał rację oskarżycielowi.
W celu przedstawienia dowodów prokurator zamierzał odczytać sędziom fragment tekstu, o który toczyła się sprawa, ci jednak nie zgodzili się, uzasadniając to obecnością na sali młodej kobiety, dla której słuchanie podobnych rzeczy mogłoby być przykre. Kobietą tą była... Margaret Anderson, czyli redaktorka "The Little Review" i oskarżona w jednej osobie.
Te absurdalne incydenty pokazują, że sąd od początku miał wyrobioną opinię w sprawie "Ulissesa" i żadna linia obrony nie mogła go przekonać. Wyrok był formalnością. "The Little Review" otrzymało zakaz publikacji dalszego ciągu powieści, a redaktorki zostały wpisane do rejestru przestępców i obciążone grzywną w wysokości stu dolarów.
Jak zostać kapłanem Jamesa Joyce'a
Narodziny legendy
Nie dziwi wcale, że po procesie Anderson i Heap James Joyce nie widział przyszłości swojego dzieła w różowych barwach. Sylvia Beach postanowiła przyjść mu z pomocą. Gwiżdżąc na wyrok zza oceanu i na sekundujący mu zakaz druku w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii, zdecydowała się wydać "Ulissesa". Nareszcie całość dzieła stała się publicznie dostępna, przynajmniej poza granicami krajów anglojęzycznych. Każdy mógł wyrobić sobie zdanie na temat głośnej książki.
Reakcje od początku były mieszane. Czegoś takiego nikt się nie spodziewał, bo nikt czegoś takiego wcześniej nie napisał. Większość osób nie zrozumiała dzieła. Nawet inni pisarze nie byli zgodni co do jego wartości - Virginia Woolf nazwała je "pamiętną katastrofą". Maciej Słomczyński, tłumacz "Ulissesa", napisał w posłowiu do pierwszego polskiego wydania powieści (1969), że o "niezrozumiałości" powieści "decyduje fakt nie mający precedensu w dziejach kultury: zapoczątkowanie nowego rodzaju sztuki i doprowadzenie go do doskonałości na przestrzeni jednego dzieła".
Szybciej niż powszechnego uznania Joyce doczekał się zniesienia cenzorskich zapisów w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. W Ameryce rewizji wcześniejszego procesu dokonano w 1933 roku, a wyrok ogłoszony w sprawie "United States v. One Book Called Ulysses" miał znacznie trwalsze skutki niż tylko odwołanie zakazu druku tej jednej książki. W imię wolności słowa sąd otworzył drogę innym tekstom, których treść nadgorliwi kontrolerzy także mogliby uznać za gorszącą.
41:53 milczenie, wygnanie i spryt james joyce w 70 rocznicę śmierci.mp3 Dr Katarzyna Bazarnik, Antoni Libera oraz Małgorzata Goraj-Bryll opowiadają o twórczości Jamesa Joyce'a (PR, 6.02.2011)
Do Polski "Ulisses" dotarł już w aurze arcydzieła. Maciej Słomczyński, opisując po latach okoliczności publikacji swojego przekładu, wspominał, jak zdumiony był na wieść, że zaplanowano wydanie aż 40 tysięcy egzemplarzy "książki pisarza, o którym mało kto słyszał". Tymczasem cały nakład sprzedał się w mgnieniu oka. Natychmiast też jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się recenzje i omówienia literaturoznawcze. Książkę na czarnym rynku sprzedawano za wielokrotność ceny okładkowej.
"W kawiarniach, na uczelniach, w biurach i w prywatnych mieszkaniach nie mówiono o niczym innym. Ja sam, bombardowany prośbami znajomych i nieznajomych, najazdem dziennikarzy i telefonami na pół obłąkanych paniuś-łowczyń autografów, uciekłem z domu do Zakopanego i zaszyłem się w domu literatów" - pisał Słomczyński w posłowiu do wydania "Ulissesa" w 1997 roku.
23:58 wątki kulinarne w ulissesie jamesa joyce'a.mp3 Piotr Paziński opowiada Łukaszowi Modelskiemu o wątkach kulinarnych w "Ulissesie" Jamesa Joyce'a (PR, 14.06.2014)
Popularność "Ulissesa" nie przemija. Powieść Jamesa Joyce'a nadal zajmuje najwyższe miejsca w rozmaitych zestawieniach najważniejszych dzieł wszechczasów. Wciąż też nieźle się sprzedaje. Wielu poddaje jednak w wątpliwość pobudki kierujące nabywcami książki. Mówi się, że "Ulisses" lepiej prezentuje się na półce w domowej biblioteczce, niż poddaje się lekturze.
To ironia losu, że "najbardziej nieprzeczytane" arcydzieło literatury jest tym samym, którego czytania sto lat temu tak bardzo chciano zakazać.
mc