86-letni emerytowany oficer wojska Zdzisław M., były członek Komitetu Obrony Kraju, powiedział, że późną jesienią 1981 roku wysłano go, razem z pułkownikiem MSW, do Moskwy. Poleciał tam po wydrukowane w ZSRR afisze o wprowadzeniu stanu wojennego. Nie pamiętał dokładnej daty lotu. Zeznał, że zdziwiła go delegacja do ZSRR i to, że na posiedzeniach KOK nigdy nie omawiano planów wprowadzenia stanu wojennego, choć były opracowania na wypadek stanu wojny, rozumianego jako zagrożenie zewnętrzne. Dodał, że nie wie, kto zlecił druk ogłoszeń za granicą.
Sąd odczytał zeznania, które Zdzisław M. złożył w śledztwie w 2006 roku. Wyraził w nich przekonanie, że lot po obwieszczenia świadczy o tym, iż niektóre organy władzy ZSRR wiedziały o planach wprowadzenia stanu wojennego. Świadek ocenił, że wprowadzenie stanu wojennego odbyło się "nie w pełni w zgodzie z prawem". "Uważam, że tego rodzaju dokumenty powinny przechodzić przez odpowiednie organy - Sejm lub Radę Państwa, jeśli Sejm nie obraduje" - dodał.
Przekonanie, że "Związek Radziecki znał wszystkie plany", wyraził inny świadek, były dowódca Wojsk Obrony Powietrznej Kraju, 84-letni Longin Ł. Według niego, także Amerykanie wiedzieli od płk Ryszarda Kuklińskiego, kiedy zostanie wprowadzony stan wojenny. "Samoloty rozpoznawcze NATO latały nad Bałtykiem codziennie. Moi piloci znali ich, machali do siebie. Z chwilą ogłoszenia stanu wojennego przez trzy dni nie pojawił się żaden samolot" - mówił emerytowany generał.
Zeznał, że nie uczestniczył w żadnych pracach nad przygotowaniem stanu wojennego, a o jego wprowadzeniu i powołaniu go do Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego dowiedział się od ówczesnego szefa Sztabu Generalnego gen. Floriana Siwickiego. Wspominał, jak w 1981 roku radzieckie jednostki w Polsce stawały się coraz liczniejsze, korzystając z tego, że podczas ćwiczeń armia radziecka mogła przerzucać do Polski dowolne ilości sprzętu i ludzi. Podał przykład pułku rozpoznawczego, w którym w ciągu roku zaczęło stacjonować kilkadziesiąt samolotów i śmigłowce bojowe.
Mówił też o naciskach "ze strony radzieckich sojuszników", którzy narzekali na nieporządek w kraju oraz zagrożenie dostaw i łączności. Jak powiedział, w rozmowach często cytowali oni słowa Breżniewa, że nie zostawią Polski w potrzebie. Pretensje z powodu nieregularnych dostaw sprzętu radiotechnicznego wyrażali też wojskowi z Czechosłowacji i Węgier.
Na pytanie, czy możliwe było wystąpienie o bratnią pomoc do ZSRR, świadek obruszył się. "To żarty. Rosjanie do nas nie weszli, bo się bali. Nie robotników, ale wojska, bo wojsko było przez cały czas zdyscyplinowane" - powiedział.
Emil Kołodziej został oskarżony przez IPN o przekroczenie uprawnień przez głosowanie w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 za uchwaleniem dekretów o stanie wojennym - wbrew konstytucji PRL, ponieważ głosowanie odbyło się podczas sesji Sejmu. Sprawę 94-letniego dziś Kołodzieja wyłączono z głównego procesu autorów stanu wojennego. Oskarżonemu grozi do trzech lat więzienia.
mch, PAP