Z inicjatywy dyrektora Warszawskiej Opery Kameralnej Jerzego Lacha zostaje reaktywowana Operowa Scena Marionetek, która przy tej instytucji funkcjonowała w latach 1981-1986. To połączenie dwóch form scenicznych: opery i teatru lalek w jedną niekonwencjonalną całość. Obecnie opera marionetkowa funkcjonuje zaledwie w kilku miejscach, w tym m.in. w Mediolanie i Salzburgu. Tym samym operą "Uprowadzenie z Seraju” Mozarta Warszawska Opera Kameralna wznawia tradycję sztuki operowej marionetek w Polsce.
W spektaklach zostaną wykorzystane lalki na długich niciach, co umożliwi prezentowanie akcji wyłącznie na tle scenografii, z niewidocznymi animatorami. W premierowym spektaklu wystąpią wybitni soliści oraz instrumentaliści placówki.
- U nas w kraju tej tradycji nie ma – mówił z żalem w radiowej Dwójce reżyser spektaklu Lesław Piecka. Głównymi powodami są: trudność w wykonawstwie lalek i w ich animacji. Tymczasem teatr opery marionetek od narodzin opery włoskiej z początków wieku XVII robił na świecie furorę. Obwożono go nie tylko po Europie, ale i poza nasz kontynent. – Trzeba pamiętać, że gdy dzieła Haydna i Mozarta wchodziły do repertuaru teatrów operowych, teatr marionetek też je przejmował – dodał w "Kwadransie bez muzyki".
Zwracał też uwagę, że operę dla teatru marionetek napisał we wczesnym okresie twórczości Krzysztof Penderecki.
W okresie międzywojennym w Polsce pojawiały się takie teatry, ale działały bardzo krótko. Jego zdaniem głównym problemem było to, by w krótkim czasie zebrać odpowiednich animatorów, także trudności z wykonawstwem. Poczynając od 1945 r. niewiele teatrów ważyło się "porwać na lalki zawieszone na niciach”.
W audycji wypowiadali się także: dyrygent Tadeusz Karolak i koordynator sceny Grzegorz Boniecki, a także aktorzy i śpiewacy.
Audycję prowadziła Beata Stylińska.
pp/mc