Autor niegdyś kontrowersyjnych - a z dzisiejszej perspektywy: najciekawszych - prób przekładu dziedzictwa klasycznego na język współczesnego, niezwykle szeroko pojętego jazzu nie spoczywa na laurach. Na ostatnim Festiwalu Kultury Żydowskiej w Krakowie zaprezentował między innymi oryginalne aranżacje muzyki George'a Gershwina. Korzystając z okazji, wywiad przeprowadzili z nim Tomasz Gregorczyk i Janusz Jabłoński.
- Wydaje mi się, że każdą muzykę można poddać ciekawej reinterpretacji. Wszystko zależy od jej autora. - deklaruje Uri Caine - To zresztą praktyka niejako wpisana w naturę jazzu, który opiera się na improwizacji, ale też szacunku do wyjściowej struktury. Przecież najwięksi, jak Coltrane czy Davis, sięgali po zwyczajne musicalowe piosenki i tworzyli na ich podstawie zupełnie nowe dzieła - dodaje.
Caine aranżował już i wykonywał także muzykę z panteonu polskich kompozytorów: Fryderyka Chopina oaz Witolda Lutosławskiego. Od tego ostatniego wyjątkowo dużo się zresztą nauczył. - Chodzi o narzędzia, które przydają się do pracy podczas koncertów jazzowych - wyjaśnia amerykański pianista. - Fragmenty powtarzane przez kolejne podgrupy instrumentów, odcinki grane ściśle z nut i przechodzące w swobodną improwizację, złożoną z miniaturowych linii w kontrapunkcie... - wylicza.
Co ciekawe, Caine wyjątkowo rzadko sięga po utwory kompozytorów XX-wiecznych, bo ze względu na prawa autorskie wymaga to zgody ich spadkobierców. - Muzykę Bartóka zabronił mi grać jego syn, który nie jest muzykiem, lecz... prawnikiem - mówi. - Dyskusja jest zresztą czysto akademicka, bo przecież ostatecznie i tak większość słuchaczy kradnie muzykę...
Ekscentryczne reinterpretacje Caine'a nie podobają się również niektórym zachowawczym krytykom. On nie ukrywa, że przejmuje się negatywnymi opiniami, ale też stara się nie dać się zdołować. - Gdyby krytyk był w stanie napisać do mnie: 'W 55 takcie zamiast wejść na A, może powinieneś przejść na G' albo 'zamiast fletu i dwóch klarnetów, wystarczyłby jeden klarnet'… Niestety nikt nie pisze recenzji w taki sposób, więc nie ma z nich żadnego pożytku - mówi w Dwójce. - Kiedy ktoś twierdzi, że moje interpretacje Mahlera są pretensjonalne, albo że Mahler znienawidziłby moje wersje, a naczytałem się takich rzeczy, to moim zdaniem więcej mówi to o recenzencie, niż o mnie. A konkretnie, że lubi on Mahlera w wersji oryginalnej. No i może go mieć: jest mnóstwo wykonań Mahlera czy Wariacji Goldbergowskich. Jeśli ktoś chce sprawdzić, czy można zagrać te utwory inaczej, zapraszam. Jeśli nie, to w porządku - puentuje.
Zachęcamy do wysłuchania całego wywiadu przeprowadzonego przez Tomasza Gregorczyka i Janusza Jabłońskiego.