"Oto jest kończyna ogromnego bólu!!!!!"
Czy kombatancki wieczór 15 stycznia 2014 roku w auli gmachu przy ul. Jazdów 1 w Warszawie tym zdaniem się rozpocznie? Jeden z sześciu zatrudnionych w Instytucie Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego starszych kustoszy – który ze wstrząsających eksponatów jako pierwszy zademonstruje zwiedzającym na wernisażu performatywnej imprezy martyrologicznej „Nie-Boska. Powidok”? Czy okaże się nim wspomniana kończyna, cała w bandażach, lepcach i jodynie? Czy starszy kustosz – a raczej starsza kustosz, gdyż możliwe, że będzie to najwyższa stopniem dr Agata Adamiecka-Sitek - uniesie eksponat wysoko i stentorowo oznajmi: „Oto jest kończyna ogromnego bólu!!!!! Oto lewa noga reżysera teatralnego Olivera Frljicia! Oto łydka jęku, rzepka cierpienia oraz udo ognia, a wszystko w bliznach po zwarciu z żurnalistą Wacławem Krupińskim, który legendarnym paszkwilem „Nie-Boska prowokacja” rozpętał swego czasu krucjatę przeciwko reżyserującemu w Narodowym Starym Teatrze „Nie–Boską komedię. Szczątki” Frljiciowi - rozpętał piekło i na grubo przed premierą przyczynił się do nagłego zgonu nienarodzonego przedstawienia!!!! Tak, oto jest lewa noga teatralnego bólu nad bólami! Prawej nie eksponujemy, albowiem wygląda identycznie”? Czy taki będzie początek wieczoru przy Jazdów 1?
Możliwe. Z imprezą „Nie-Boska. Powidok” wszystko jest możliwe, gdyż będzie to impreza właściwie dziewicza - absolutna prapremiera, jeśli nie światowa, to z pewnością nadwiślańska. Owszem, w Polsce spotkania młodzieży z ciekawymi kombatantami niegdysiejszych zwycięskich bitew mają tradycję wielką. Młodzież zawsze bardzo, ale to bardzo lubiła i wciąż lubi te chwile, kiedy stary, siwiuteńki woj w randze sztabskapitana, obwieszony medalami od grdyki po pas, łamiącym się głosem opowiada, jak to było, gdy śmierć kosiła niby łan. A kiedy sztabskapitanowi powieka opada w pół zdania, młodzież grzecznie budzi go i cichuteńko prosi: „Nie odlatuj, rycerzu, nie zostawiaj nas w niewiedzy, dokończ swa piękną i pouczającą opowieść, ciągnij ją dalej, do końca, gdyż wtedy my zaznamy pełni przeszłości i tym samym staniemy się wartościowszymi obywatelami! Snuj, dzielny sztabskapitanie, snuj!” I opowiada siwy woj dalej, bajanie ciągnie mimo senności, gdyż nie chce zawieść ciekawej młodzieży. Bohatersko opowiada starodawne dzieje bohaterskie, w momentach kulminacyjnych pokazując blizny na piersiach, brzuchu i nogach. A gdy skończy – czule gładzi po głowie zapłakanego chłopca lub chlipiącą dziewczynę, zaś reszta młodzieży salutuje i gromko odśpiewuje mu „Bogurodzicę” oraz „Mazurka Dąbrowskiego”.
Tak, wieczornice z kombatantami niegdysiejszych zwycięskich kampanii, co wiele przeżyli, wiele wycierpieli, to stały element naszego krajobrazu intelektualnego – one dzieją się od zawsze. Jednak chyba jeszcze nigdy nie zaistniała w Polsce wieczornica z udziałem kombatantów przedstawienia teatralnego, którego nie było, gdyż zostało zdławione przez złego człowieka. Nie zaistniała, lecz zaistnieje! Pomysłodawcy performatywnej imprezy „Nie-Boska. Powidok”, na kanwie zamordowanego przez Krupińskiego seansu „Nie-Boska. Szczątki” stawiają dramatyczne pytanie: „Co pozostaje z niezrealizowanego spektaklu?” Odpowiedź jest gorzka. Prawie nic. Jakieś dźwiękowe nagrania, kilka fotografii, szkice scenografii, fragment scenariusza, parę tekstów krytycznych, kilka dziennikarskich paszkwili. Maleńko, wstrząsająco maleńko. Plus to, co najistotniejsze, a co pomysłodawcy powidoku na Jazdów 1 w Warszawie jakże pięknie nazwali „śladami minionego wstrząsu”. Skupmy się na tych znakach bitewnej przeszłości. Na czym widać je najwyraźniej? Na jakich eksponatach?
Odpowiedź jest banalna: na wojach, oczywiście! To znaczy – na aktorach przedstawienia uśmierconego w łonie, którzy 15 stycznia do auli Instytutu Teatralnego przybędą, by dać świadectwo bólowi! Julian Chrząstowski, Szymon Czacki, Zygmunt Józefczak, Marta Nieradkiewicz, Krzysztof Karol Zarzecki. Sieroty osierocone przez „Nie-Boską. Szczątki”, kombatanci bitwy przy fontannie na Placu Szczepańskim w Krakowie, poranieni weterani krwawego, niestety przegranego zwarcia z Krupińskim, zwanym Ciemnym Siepaczem Prawicy. Kombatanci-eksponaty! To na nich najlepiej, najwyraźniej widać będzie „ślady minionego wstrząsu”. Oni też najlepiej, najuczciwiej i najbardziej malowniczo opowiedzą wzruszonej młodzieży bitewne dzieje. Czy tak? Ufam, że tak.
Ufam, lecz powtórzę: to jest dziewiczy teren, wieczornica w Instytucie Teatralnym to będzie nadwiślańska prapremiera, przetarcie szlaku, wyprawa Kolumba, wszystkiego więc można się spodziewać, żadnej pewności w żadnej kwestii nikt mieć nie powinien. No i nie mam takiej. Mam tylko marzenia...
Widzę oto, jak starsza kustosz, dr Agata Adamiecka-Sitek, oprowadza wzruszoną młodzież po kombatantach-eksponatach - Chrząstowskim, Czackim, Józefczaku, Nieradkiewicz i Zarzeckim – jak prezentuje ich blizny na nogach, rękach, piersiach i brzuchach, jak rozwiera im usta i pokazuje pustkę po zębach wybitych za wolność. Widzę to i słyszę jak kombatanci-eksponaty snują młodzieży baśń o „śladach minionego wstrząsu”. Szczególnie wyraźnie zaś słyszę weterana Józefczaka, który recytuje najcelniejsze frazy stareńkiego opowiadania Sławomira Mrożka „Sztabskapitan Hipolit”, trafiając tym samym w sedno wieczornicy. Wsłuchajmy się...
„Dopiero na początku roku 1854 spotkało go pierwsze wyróżnienie. Armata przejechała mu nogę i został wymieniony w spisie chorych.
Tępiał.
W roku 1859, przed defiladą, nie pozwolono mu nosić okularów. – Po co? – pytano się go.
Surowe było jego życie. W roku 1867 kopnął go koń od lawety.
W roku 1872 przez zapomnienie ubrał skarpetki. Nasłano nań dwa pułki żandarmerii konnej. Przejechali go.
W roku 1880 umarł, ale dostał powtórne powołanie. Musiał się stawić.
Stwardniał już zupełnie. Kiedy w roku 1893 przyjechał na pierwszy urlop, zażądał na obiad tylko wody z bagna.
Jeszcze w roku 1914 używano go jako ośki w taborach.
A potem nikt już nie słyszał o sztabskapitanie Hipolicie.
Taka to historia”.
Wprawdzie smuci słowo „tępiał”, lecz cóż znaczy taki smutek wobec faktu, że oto powrócił Hipolit, powrócił od razu w pięciu postaciach! Sztabskapitanowie: Chrząstowski, Czacki, Józefczak, Nieradkiwicz, Zarzecki! Są! I opowiadają, a gdy kończą – wzruszona młodzież śpiewa im w auli przy Jazdów 1 „Bogurodzicę” i „Mazurka Dąbrowskiego”! Widać to już dziś! Słychać! A po bajaniu przy Jazdów 1, żeby koniom było lżej – pięciogłowy Hipolit zmienia się na czas podróży w profesjonalną ośkę. I tak ruszają na wschód, jadą tak dzielnie. Jadą tabory bólu po nienarodzonym przedstawieniu, by w szkołach wiejskich krzewić blizny, śpiewać o „śladach minionego wstrząsu”. Szlochają wierzby płaczące... Przygląda się gąska...
Rzeczywiście, wobec takiego obywatelskiego piękna – prawdziwe słowo „tępiał” nie smuci zbytnio. Prawie w ogóle.