Pamiętasz go? To oblicze niewinności, buźka iście chłopięca, w napięciu czekająca, aż puści się pierwszy w życiu wąs. Włosy krótkie, uczesanie… grzeczne? Gdzie tam grzeczne! Pokorne! I te oczka cielęce, maślane kulki wiecznych przeprosin za wszystko, czyli za istnienie, za to, że w ogóle śmie się istnieć, marnować powietrze, zajmować miejsce ludziom godniejszym. „Pani profesor, ja wiedziałem, ile jest dwa plus dwa, wiedziałem, naprawdę, tylko mi się zapomniało”… Nie martw się, Rogerku, liczba cztery wróci, na pewno wróci i zdasz… Do tego odzież szara, potulna, po starszym bracie, lecz schludna. Mama dba, jak sądzę. Dba o porteczki, koszulinę oraz kurteczkę pociechy, ale też co rano, gdy synek rusza w nieczuły świat, przez okno w kuchni zapewne wygląda i kciuki ściska, aż krew po nadgarstkach ścieka, i modli się niemo, bo chwiejnej płyty chodnika przed domem znów nie zreperowano, a synek, biedaczysko, jest ruchowo ułomny. Lewą rękę ma jak gdyby uschłą, dyndającą niczym w sztuce Williama Szekspira kikut Ryszarda III, no i powłóczy lewą nogą o stopie na stałe wygiętej w prawo. Słowem – Roger jest marnością stworzoną do budzenia litości. Pięciu groszy byś za niego nie dał. Ba! Gdybyś go spotkał – pięć groszy dałbyś mu bez wahania. A nawet gdybyś mu nie dał – i tak już byś w ułamku sekundy pięciu groszy nie miał. Rzecz w tym, iż biedaczysko Roger jest drobnym, dzielnicowym złodziejaszkiem.
Pamiętasz go? Widziałeś film Bryana Singera „Podejrzani”, w którym Rogera gra, genialnie gra Kevin Spacey? Przypominasz sobie? Oto tajemniczy wybuch na statku w Los Angeles, 27 trupów, znika kokaina warta 91 milionów dolarów, jest pięciu podejrzanych, wśród nich Roger, który idzie ze śledczym Davem Kujanem na układ: sypie. Pamiętasz pseudonim Rogera? Verbal. Ktoś u nas oddał to jako Pleciuch. Fatalnie! Roger nie plecie kretyńskich warkoczyków ze śliny. On gra. Wytrawnie gra, tworzy ze słów wielki teatr, iluzję hipnotyczną, kolosalne kłamstwo o bogu zbrodni, który za wszystko odpowiada, a zwie się - Keyser Soze. Roger jest pająkiem narracji – Kujan nie ma szans. Jeśli „Podejrzanych” nie widziałeś – musisz zobaczyć. Ale jest inne wyjście. Sztuka, komedia „Kredyt” Jordiego Galcerána, przez Marcela Wiercichowskiego wyreżyserowana w Teatrze Bagatela na Scenie na Sarego 7. Wystarczy to obejrzeć.
Roger ma teraz na imię Adam. Zmienił styl, jest oto nadwiślańskim, prowincjonalnym elegantem. Garderobiana rozpacz! Iście szkocka marynara, po godzinnych targach kupiona za dychę pod Halą Targową, przykrótkie spodnie (starszy brat był wyraźnie niższy), skarpety w jakieś esy floresy (mimo że Adaś raczej nic nie wie o guście Leopolda Tyrmanda), do tego mokasyny o wdzięku niewieścich czółenek na niskim obcasie, w kolorze rydzów, z fantazyjnymi frędzlami nad łagodnym szpicem. I urosła mu ciemna, szalenie literacka broda. Gdy na początku spektaklu siedzi niby trusia w eleganckim gabinecie i patrzy na nas, czekając na Dyrektora (Jakub Bohosiewicz) działu kredytów - wygląda całkiem jak Don Kichot w okularach z czasów serialu „Czterdziestolatek”. Chce pożyczyć pieniądze, wprawdzie nie pięć groszy, ale też żadne kokosy – marne kilkanaście tysięcy złotych w zupełności go zadowoli. Kłopot w tym, że Adaś nie może wykazać się żadnym zabezpieczeniem… I więcej, rzecz jasna, nie zdradzę. Starczyć muszą niedopowiedzenia, mgły, przewracanie oczami, trzy kropki.
Będzie gadanie… Przekomarzanki… Dywagacje… Spory… Błagania… Rodzinna fotografia na biurku Dyrektora stanie się dla Adama inspiracją… Straszenie rozkwitnie… I powolne owijanie sobie Dyrektora wokół palca, wokół wielu palców coraz bardziej labiryntowych koncepcji… I tkanie nad Dyrektorem pajęczyny groteskowych słów… Nieobecna żona Dyrektora w niebezpieczeństwie… Dyrektor w coraz większej psychicznej rozsypce… Biedny, biedny, biedny bankier!... Całkiem jak komisarz Kujan w „Podejrzanych” – wsłuchał się w narracyjny seans Adasia, właściwie wystarczyło mu uchwycić kilkanaście, kilkadziesiąt wstępnych fraz – i już był stracony! Pierwsza kostka domina niepokoju - przewrócona, a dalsze padają niczym w układance na blacie stołu i nic, bankierze, zupełnie nic nie możesz z tym zrobić. Możesz jedynie się poddać. Adam gada zbyt dobrze, Adam zbyt finezyjnie reżyseruje własne zdania i, mówiąc metaforycznie, jego demoniczny nieistniejący Keyser Soze jest w jego słowach tak wyrazisty – że Dyrektor nie może nie wierzyć…
Co? Adaś – finezyjny reżyser? Mistrz narracji, udający przygłupa wartego góra pięć groszy? Naprawdę? Konstruuje językowe labirynty, aby w butelkę nabić speca od kredytów? Kpi, czy o drogę pyta? A może to dziecko we mgle, a nie gracz wytrawny? Może nie bardzo wie, co mówi? Farciarz? Może jest tylko uparty niczym osioł, a nie lisio przebiegły? Może bredzi panicznie, co działa jedynie dlatego, że Dyrektor to głupawy, niemowlęco ufny naiwniak? Jak ów Don Kichot w okularach to robi, że przez godzinę i pół waham się na widowni, bez ustanku pytając: z kim właściwie mam do czynienia? Mógłbym rozwijać listę zagadek, lecz tyle ich starczy, by powiedzieć myśl istotną. Figurę Adasia Marcel Wiercichowski gra – właśnie tak wybornie. Umyka. Fantastycznie umyka przyszpileniom, zwodzi, wyślizguje się. Zarazem kpi i o drogę pyta, po czym kpi z pytania o drogę. W sumie więc nie tylko Dyrektor, czysto, dokładnie grany przez Bohosiewicza, jest plastelinowym ludzikiem, lepionym przez Adasia słowami. Oj, nie tylko on. A w finale, gdy Adaś zjawia się na scenie przemieniony zupełnie, w jasnym, letnim garniturze wprost ze sztuki Antoniego Czechowa, w miękkim kapeluszu, rozpiętej na piersi koszuli i uczesany na bywalca tysiąca cudzych, jedwabnych prześcieradeł, skazanych na wymianę o poranku – nie tylko Dyrektor pragnąłby wiedzieć, jak Adaś naprawdę ma na imię. Może Roger?
Jakkolwiek brzmi prawda o Adasiu, w epilogu „Podejrzanych” komisarz Kujan zbyt późno pojmuje, że minutę temu, po ostatnim przesłuchaniu, wykuśtykał z gmachu policji tyleż Roger „Verbal” Kint, podtrzymujący prawą dłonią uschłą lewą rękę, co sam tajemniczy Keyser Soze. W ostatnich kadrach widać Rogera sunącego chodnikiem. Widać jego lewą nogę, której wygięta stopa naraz się prostuje - i znika kuśtykanie. A później widać lewą rękę, w pół sekundy wracającą do świata rąk żywych. Teraz Roger się zatrzymał. Niespiesznie zapala papierosa. Uśmiecha się cienko, bardzo cienko. Roger. Roger lub Keyser. Albo jeszcze ktoś inny.
Paweł Głowacki