Marcin Majchrowski, krytyk muzyczny, wspominał w "Pop-południu", że zespół na samym początku istnienia tworzył w San Francisco muzykę trashową. To była odpowiedź na nową fale brytyjskiego heavy metalu, którą można utożsamiać choćby z Iron Maiden. – To było spojrzenie na muzykę metalową od strony punkowej, brzmienia bardzo ostrego, brutalnego, szybkiego, mocno „nieuczesanego”. Chodziło też o zerwanie z tym wszystkim, co mogło się kojarzyć z popem, a przede wszystkim z amerykańskim glam rockiem, jego długowłosymi gwiazdami ze szminką na twarzy i w specjalnych strojach – zwracał uwagę dziennikarz radiowej Dwójki.
Podkreślał też, że Metallica to byli "pryszczaci chłopcy, w podartych jeansach i rozciągniętych t-shirtach”, którzy grali brutalną, ostrą muzykę, "mającą być zaprzeczeniem establishmentu”.
Po sukcesie komercyjnym to się zmieniło i Metallica ze swoimi koncertami-spektaklami zbliżyła się do tego wszystkiego, czemu na początku zaprzeczała.
- Były swego czasu koncerty w scenografii, z różnymi rozbudowanymi dodatkami, które są tylko i wyłącznie tłem dla muzyki. Ale od wielu lat zespół występuje bez żadnego sztafażu scenografii estradowej, używając tylko i wyłącznie dużych telebimów – podkreślał mówił Marcin Majchrowski.
Niepokorność zespołu skończyła się, gdy wyszedł tzw. czarny album (na jego okładce nie znajdowało się żadne słowo) - trafił on na pierwsze miejsce listy "Billboardu".- Wtedy Metallica z zespołu niszowego stała się absolutną mega gwiazdą rockową – oceniał.
Audycję prowadziła Marta Strzelecka, a w "Pop-południu" rozmawialiśmy także o filmie "Frank" Leonarda Abrahamsona>>>
pp/mm