"Okrutny maszynista" zabiera w podróż, podczas której spotkamy Alberta Camusa, przeczytamy prywatną korespondencję Sigmana Frijada, czy też poznamy kryminalną historię Marii B. Zagłębimy się także w rozmowę o ulotności pamięci, by na koniec dać się porwać szalonemu reportażowi, któremu w tle będzie przygrywać… węgierska orkiestra dęta.
Pavel Vilikovský przedstawia świat ukrytych znaczeń, trudnych pytań i niełatwych odpowiedzi. Ta swoista zabawa w teraźniejszość przenosi nas do czasu i miejsc, w których gonimy za niedoścignionym, tęsknimy do nieznanego i nigdy nie trafiamy na właściwy moment. Przekonaj się, jak wiele magii i humoru tkwi w opowieściach słowackiego pisarza. Czy rację ma jeden z bohaterów, pytając: Takie to wszystko słowackie, co nie?
Książka ukazała się pod patronatem Dwójki.
Pavel Vilikovský (ur. 1941) – słowacki prozaik, tłumacz i redaktor. Jest uznawany za jednego z czołowych słowackich pisarzy współczesnych, laureat wszystkich najważniejszych nagród literackich na Słowacji oraz prestiżowej słoweńskiej Nagrody Vilenica przyznawanej pisarzom z Europy Środkowej. Cenione są również jego tłumaczenia z języka angielskiego, m.in. W. Faulknera, J. Conrada, K. Vonneguta, V. Woolf czy T. S. Eliota.
Vilikovský pracował jako redaktor w słowackich wydawnictwach i czasopismach kulturalnych. W latach siedemdziesiątych nie mógł legalnie publikować, większość z jego kilkunastu książek ukazała się dopiero po 1989 r. Po polsku dostępne są: powieść Ostatni koń Pompei (przeł. P. Godlewski, Pogranicze, Sejny 2005) oraz nowela Wiecznie zielony... (przeł. J. Waczków, Towarzystwo Słowaków w Polsce, Kraków 2004). Każda nowa książka Vilikovskiego stanowi wydarzenie literackie na Słowacji. W 2013 roku ukazał się zbiór dwóch nowel Prvá a posledná laska (Pierwsza i ostatnia miłość).
Fragment "Okrutnego maszynisty":
Gdyby Jendo Mráček miał trzydzieści cztery lata, nie popełniłby samobójstwa. To, oczywiście, nie do końca była prawda. Trzydziestoczterolatkowie też popełniają samobójstwa, tylko jest ich mniej niż szesnastolatków. I może mają inne powody.
Tak czy owak, pomyślał: Boże, jaki jestem stary. […] Gdy Kasanovský wyszedł na korytarz zapalić, zagadnął go słowacki pegeerowiec. Pochodził gdzieś spod Aradu, po wojnie przeniósł się na Słowację i teraz jechał w odwiedziny do krewnych. Opowiadał, jak było kiedyś, a jak jest dzisiaj. Kiedyś było ciężko, ale to Kasanovskiego nie zaskoczyło: zauważył już, że kiedyś to zawsze bywało ciężej, zastanawiał się tylko, na ile na takie postrzeganie tej sprawy wpływ miała głęboka wewnętrzna potrzeba uważania własnego życia za udane. Hollywoodzki happy end zapewne nie wziął się z księżyca. Ale dlaczego zatem o tych ciężkich czasach opowiada się zawsze z takim przejęciem, tak ciepło i kolorowo, podczas gdy dziś kolorowy jest tylko telewizor?