Za wybuchem wojny stały skonfliktowane wielkie mocarstwa, które podzieliły się na dwa bloki. Państwami centralnymi były Niemcy, Austro-Węgry, początkowo Włochy, potem Turcja. Po drugiej stronie była Ententa, czyli Francja, Anglia i Rosja. W ciągu miesiąca od zamachu w Sarajewie państwa te rzuciły się sobie do gardeł. – Za szybkim rozwojem wydarzeń stała obawa rządów, że zupełnie rozpadną się istniejące sojusze, które zawiodły już przy kilku wcześniejszych konfliktach – wyjaśniał historyk prof. Wojciech Roszkowski.
Sto lat po wybuchu Wielkiej Wojny. Dwójka zaprasza na audycje specjalne >>>
Zamach w Sarajewie Austro-Węgry uznały za prowokację ze strony Serbii wspieranej przez Rosję. – Gdyby monarchia nie odpowiedziała na to tak brutalnie, można podejrzewać, że sprawa rozeszłaby się po kościach – stwierdził gość "Pulsu świata". Historyk przypomniał także, że atmosfera w Europie w 1914 r. była dość niejednoznaczna. – W kręgach decydentów politycznych i wojskowych konsekwentnie dążono do tej wojny – mówił. – Natomiast w sferach elit kulturalnych, jak się wydaje, nadal żywiono nadzieję, że belle epoque ze swym pokojem i postępem będzie trwać wiecznie – zauważył.
Według kręgów intelektualnych wojna nie powinna była nigdy wybuchnąć. – Przedłużające się walki w okopach, użycie nowoczesnych środków technicznych, takich jak gaz bojowy, czołgi, lotnictwo, cały ten masowy upust krwi był horrorem, który prześladował tych, którzy przeżyli. Stąd właśnie epoka tuż po I wojnie światowej, okres rozczarowania cywilizacją, tendencje rewizjonistyczne, i wreszcie ruchy totalitarne – powiedział prof. Wojciech Roszkowski.
Z historykiem rozmawiał Paweł Reszka.
mc/kd