W ocenie politologa UW trudno nie przyznać racji tym, którzy uważają, że Geert Wilders jest przegranym środowych wyborów. – Oczekiwano, że jego ugrupowanie uzyska dużo lepszy wynik. Niektóre sondaże dawały mu nawet zwycięstwo - przypomina ekspert. Wawrzyk zauważa jednak, że lider eurosceptycznej Partii Wolności wcale nie ma powodów do zmartwień. – W porównaniu z poprzednimi wyborami jego ugrupowanie zwiększyło liczbę mandatów (z 15 do 20), natomiast Partia Ludowa straciła dotychczasowy stan posiadania ( z 41 do 33). Jeśli spojrzymy na sprawy z tego punktu widzenia, to okaże się, że Wilders jest w pewien sposób zwycięzcą – komentuje politolog UW.
Ekspert uważa, że na triumf Partii Ludowej złożyły się dwa czynniki. Są nimi stanowcza postawa premiera Holandii w sprawie Turcji oraz wysoka frekwencja. - Mark Rutte pokazał, że nie do końca toleruje działania imigrantów, czym zyskał sympatię części wyborców. Z drugiej stronny Holendrzy wystraszyli się, że mogą być krajem, w którym zwyciężą populiści i w związku z tym poszli do urn – tłumaczy dr hab. Wawrzyk.
Wyborom w Holandii z dużą uwagą przyglądano się w całej Europie. Eksperci tłumaczyli, że zwycięstwo populistycznej i skrajnie prawicowej Partii Wolności może uruchomić efekt domina i przyczynić się do wzrostu poparcia dla ugrupowań o podobnym charakterze. Wśród głównych beneficjentów sukcesu formacji Geerta Wildersa wymieniano Marine Le Pen, kandydatkę Frontu Narodowego na prezydenta Francji oraz Alternatywę dla Niemiec. Czy porażka Partii Wolności ostudzi ambicje wspomnianych formacji?
- Na pewno częściowo podcina im skrzydła – uważa prof. Wawrzyniec Konarski, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ekspert UJ dodaje jednak, że możliwy jest również efekt politycznego jo-jo. – We Francji, gdzie mamy do czynienia z nieprawdopodobnym upadkiem elit, może nastąpić swoiste odreagowanie w kierunku pani Le Pen. Tradycyjny establishment jest dziś nie tylko kontestowany przez Front Narodowy, ale i sam, z uwagi na różne interesy wystawia się na swoiste bicie. Z naturalnych powodów sytuacja ta jest korzystna dla Marine Le Pen - tłumaczy Konarski.
Z kolei dr hab. Wawrzyk przewiduje, że wybory we Francji podzielą los głosowania w Holandii. – Porażka Wildersa może schłodzić umysły tych, którzy liczyli, że w Europie dojdą do władzy partie eurosceptyczne. Podejrzewam, że wyborcy, którzy chcieli oddać głos na wspomniane ugrupowania ostatecznie zdecydują się poprzeć tych, którzy są w stanie prowadzić podobną politykę. W przypadku Francji taka osobą może być Francois Fillon – przewiduje politolog UW. I dodaje, że obawa przed zwycięstwem populistów może zachęcić Francuzów do udziału w wyborach, a tym samym pozbawić Marine Le Pen szans na zwycięstwo.
Frekwencja wyborcza w Holandii była rekordowo wysoka. Według wstępnych danych, wyniosła 81 procent, czyli o 7 procent więcej niż 5 lat temu. Zwycięzcą została Partia Ludowa Marka Ruttego. Dane komisji wyborczej z 95 proc. wszystkich lokali pokazują, że uzyskała ona 33 mandaty. Partia Wolności Geerta Wildersa jest druga i zdobyła 20 miejsc w parlamencie. Tuż za nią są chadecy i liberałowi, którzy uzyskali po 19 mandatów.
Michał Fabisiak, PolskieRadio.pl