Gdy Nikołaj Gogol pracował nad "Martwymi duszami", miał poczucie, że to jest to powołaniem jego życia i jego misją. Mówił o tej książce: "ktoś niewidzialny pisze przede mną tajemniczym berłem". Stwierdzał: "lwią siłę czuję w sercu swoim" i pisał do przyjaciela: "przysięgam, że dokonam czegoś, czego nie robi zwykły człowiek". Tak powstało dzieło, które od chwili swej publikacji w 1842 r. nie przestaje nas i śmieszyć, i przestraszać, i zadziwiać.
Rosyjskie piekło. Krzysztof Globisz czyta "Martwe dusze" Gogola>>>
Do tej pory czytelnicy poznawali ten poemat - jak określał go sam autor - w przekładzie Władysława Broniewskiego. Od niedawna dostępny jest przekład Wiktora Dłuskiego, tłumacza literatury francuskiej i rosyjskiej, publicysty. W posłowiu do nowego wydania dzieła Gogola napisał: "przetłumaczyłem Martwe dusze, bo bardzo chciałem to zrobić". – Przełożyłem około 50 książek, poza tym mnóstwo esejów, artykułów i małych form, ale jakoś tak się złożyło, że nigdy nie tłumaczyłem arcydzieła – powiedział Wiktor Dłuski w audycji "O wszystkim z kulturą".
Tłumacz zauważył, że choć w dziedzinie przekładów Polska znajduje się w bardzo szczęśliwej sytuacji, to w jego środowisku mówiło się od pewnego czasu o potrzebie nowego tłumaczenia "Martwych dusz". – Nie znaczy to, że praca Władysława Broniewskiego jest zła – zaznaczył. – Po prostu zmieniły się kryteria oceniania przekładu. Dawniej chodziło raczej o to, by dać czytelnikowi polskiemu jak najłatwiejszy dostęp do dzieła napisanego w obcym języku. Teraz zaś chcemy, by odbiorca miał możliwie najbardziej zbliżone wrażenie do tego, które ma czytelnik oryginału – tłumaczył.
Audycję prowadziła Dorota Gacek.
mc/jp