To dziwne, ale najpierw pokazały się w kinach pełnometrażowe wersje "Dekalogu V" i "Dekalogu VI". W 1987 roku zszokował widzów "Krótki film o zabijaniu" ("Dekalog V"), by rok później przyciągnąć do kin równie wielką widownię "Krótkim filmem o miłości" ("Dekalog VI"). Oba filmy, bardzo dobrze oceniane, wręcz wychwalane, różniły się nieco od późniejszych telewizyjnych wersji. Różnice polegały na zmienionych kolejnościach scen, innych początkach i zakończeniach filmów. W wersji telewizyjnej były to filmy krótsze, skutkiem tego musiały być w treści bardziej esencjonalne.
05:07 Krzysztof Kieślowski rozmawia z Anna Stempniak.mp3 Rozmowa Anny Stempniak z reżyserem Krzysztofem Kieślowskim. (PR, 1994)
10 grudnia 1989 roku, po sukcesie dwu filmów kinowych, swoją premierę miał pierwszy z dziesięciu odcinków "Dekalogu" – "Dekalog I". Film w wersji przeznaczonej dla wszystkich – bo wszyscy mieli telewizory – był niecierpliwie oczekiwany i oglądany z ogromnym zaciekawieniem. Wielu, dojrzałych już wiekowo, Polaków dobrze pamięta ten wieczór przed telewizorem, w katolickim kraju, z ogromnym bagażem religijnych tradycji, tuż po odzyskaniu niepodległości, do czego Kościół walnie się przyczynił..., w telewizji przedstawiane jest pierwsze przykazanie Dekalogu. To prawie tak, jakby Bóg do nas przemówił: Ja jestem Pan, twój Bóg (…) Nie będziesz miał cudzych bogów obok mnie. (Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną).
Krzysztof Kieślowski, reżyser filmów kinowych i cyklu telewizyjnego (bo trudno tu mówić o serialu w pełnym tego słowa znaczeniu – każdy odcinek miał innych bohaterów, każdy był autonomiczną częścią), pokazał niespotykany kunszt w tworzeniu filmowej opowieści. Znawcy kina podkreślali, że dla reżysera fabularnego, szczególnie w tym przypadku, niebagatelne znaczenie miało jego ogromne doświadczenie dokumentalisty.
Film, szczególnie ten odcinek cyklu, odcinek wprowadzający widza w tematykę "boską" na dziesięć kolejnych wieczorów, opowiedziany jest w sposób prosty, bardzo zrozumiały, bez zbędnej dydaktyki czy patosu, bez nachalnych odniesień i symboli religijnych.
Ojciec młodego chłopca, Krzysztof, ateista, naukowiec, wykładowca uniwersytecki i jego siostra, Irena, ciocia chłopca, głęboko wierząca osoba, bardzo religijna (ale nie dewotka) i równie mądra co ojciec, prowadzą ze sobą swoisty dyskurs o tym, kim jest Bóg i czy jest potrzebny. Paweł, chłopiec, pełen fascynacji w poznawaniu świata, w poszukiwaniu odpowiedzi na pojawiające się w jego młodym umyśle pytania, nie może pojąć, jak tak wspaniałe według niego osoby, ojciec i ciocia, brat i siostra, mogą się tak bardzo różnić.
Jednym z pytań zadanych cioci jest: Kto to jest Bóg, ten z jej życia, z jej wiary, z jej religii, ale też ten, który tak powszechnie jest uważany, że istnieje. Ojciec natomiast pokazuje mu boga ludzkiego umysłu, racjonalnego, logicznego, matematycznego wręcz, boga, który jest siłą myśli, jest sprawdzalny, a przez to niepodważalny.
… i Bóg po cichu, niepostrzeżenie, ale z całą mocą, pokazał swoje oblicze, swoją wszechmoc. Kiedy wszystkie komputerowe wyliczenia oraz informacje dotyczące pogody, mówiły, że pobliski staw już zamarzł (grudzień, przed świętami) i można się na nim ślizgać na łyżwach, Paweł, samowolnie, zwolniony z lekcji, udaje się na ślizgawkę. Lód pęka pod nim. Krzysztof daremnie szuka syna... znajduje jedynie w sobie złość, by w budowanym w pobliżu Kościele, przewrócić prowizoryczny jeszcze ołtarz, wykonany z paru desek.
… i nic więcej. Taka jest prawda o Bogu.
PP