6 maja 1918 roku urodził się zmarł Stanisław Grzesiuk, warszawski pieśniarz zwany bardem z Czerniakowa, pisarz, więzień obozów koncentracyjnych w Dachau i Mauthausen.
Jego ostatnie lata, podobnie jak całe życie, naznaczone było sprzecznościami. Z jednej strony Grzesiuk podjął dramatyczną walkę z gruźlicą, z drugiej - choć mogło mu to przedłużyć życie - do końca nie zrezygnował z alkoholu.
Młodość na Czerniakowie
Choć trudno o bardziej warszawską postać niż Grzesiuk, późniejszy autor "Nie ma cwaniaka nad warszawiaka" przyszedł na świat poza stolicą. Urodził się 6 maja 1918 roku w Małkowie na Lubelszczyźnie, dokąd jego rodzice wyjechali po zajęciu Warszawy przez Niemców podczas I wojny światowej.
Grzesiuk po raz pierwszy zobaczył Warszawę jako dwuletni chłopiec. Jego rodzice wrócili do miasta w 1920 roku i zamieszkali w nieistniejącej już kamienicy przy ul. Tatrzańskiej 10 na Czerniakowie. Wszechobecną biedę i szemrane zakątki dzielnicy odmalował słowem w wydanej w 1959 roku książce "Boso, ale w ostrogach".
- Czerniakowa takiego, jakim opisuje go Grzesiuk, już nie ma i chyba dobrze, że go nie ma - podkreślała prof. Ewa Głębicka w audycji Hanny Szof z cyklu "Biografie niezwykłe".
Odmalował jednak znakomicie świat wartości, które tam obowiązywały. Nie były to wartości wyłącznie negatywne. To był Czerniaków, który rządził się swoimi specyficznymi regułami moralnymi.
- W innych dzielnicach, jeśli pojawił się ktoś z zewnątrz, to mógł dostać po krzyżu. Na Czerniakowie nigdy - wspominał Grzesiuk na antenie Polskiego Radia.
Posłuchaj archiwalnych nagrań głosu Grzesiuka.
29:18 stanisław grzesiuk___148_05_ii_tr_0-0_10908701186c51b1[00].mp3 Stanisław Grzesiuk - audycja Hanny Szof z cyklu "Biografie niezwykłe". (PR, 25.01.2005)
Choć uczniem był kiepskim, klasę szóstą powtarzał, to dość wcześnie pojawił się u niego pociąg do książek. Lubił czytać. Gdyby pochodził z bogatej rodziny kupieckiej, ciekawy świata być może poszedłby na studia, wyruszył w podróż za granicę. Biedny chłopak z Czerniakowa musiał iść do pracy. W 1934 roku przyszły bard rozpoczął pracę w Państwowych Zakładach Tele- i Radiotechnicznych. W uzyskaniu pracy pomógł mu prawdopodobnie ojciec Franciszek, ślusarz i działacz PPS.
Wojna, Dachau i Mauthausen
We wrześniu 1939 roku opuścił Warszawę, żeby wstąpić do Wojska Polskiego. Dużym rozczarowaniem dla Grzesiuka było zachowanie władz sanacyjnych w obliczu napaści Niemiec na Polskę.
"Wkrótce okazało się, że oddaliśmy nie tylko guzik, ale i cały naród w niewolę. Że ci od rządzenia byli owszem: silni - w gębie, zwarci - przy pijaństwie i gotowi - do ucieczki za granicę" - pisał po latach, nie kryjąc żalu wobec buńczucznych haseł poprzedzających wrzesień. Po klęsce wojny obronnej powrócił do Warszawy.
W 1940 roku został aresztowany podczas łapanki i wysłany na roboty do Niemiec. Nie za długo pracował u swojego nowego, niemieckiego pana. W niemieckich nazistowskich obozach koncentracyjnych przesiedział w sumie od kwietnia 1940 roku do wyzwolenia Mauthausen-Gusen w maju 1945 roku. Strategię przetrwania w obozie, opartą o spryt i charakter, opisał w wydanej w 1958 roku książce "Pięć lat kacetu".
"Podstawą życia w obozie było, w moim pojęciu, maksymalne miganie się od pracy oraz organizowanie jedzenia, a w zasadzie można to ująć w jedno zdanie - postępować przeciw wszystkim zarządzeniom władz obozowych, bo wszystkie zarządzenia miały na celu jak najszybsze wykończenie więźniów" - pisał Grzesiuk.
Humor i bezpretensjonalność zapewniły książce dużą popularność. Książka zaskakiwała szczerością i odarciem z martyrologii. Środowisko byłych więźniów podeszło jednak z dystansem do "Pięciu lat kacetu", zarzucając Grzesiukowi konfabulację i przeinaczanie postaw więźniów.
- Grzesiuk mówił o więźniach, wliczając w to siebie: "my jesteśmy ofiarami, ale my także jesteśmy katami". W rzeczywistości obozowej te granice są płynne - wyjaśniała prof. Ewa Głębicka.
Partia, książki, bandżo, alkohol i gruźlica
Po wojnie Grzesiuk zdecydował się powrócić do Polski. Ożenił się i doczekał dwójki dzieci. Grzesiuk był ateistą i socjalistą, a w nowym ustroju społecznym Polski widział szanse na poprawę sytuacji biedoty. Nic dziwnego, że w 1946 roku zdecydował się wstąpić do Polskiej Partii Robotniczej. Przynależność do partii ułatwiła mu bezsprzecznie uzyskanie posad administracyjnych w warszawskich szpitalach, a co za tym idzie - wyrwanie się z mieszkanka w suterenie kamienicy przy ul. Grottgera 4.
Lata powojenne to też rozkwit działalności literackiej i artystycznej Grzesiuka. W 1958 roku wydana zostaje książka "Pięć lat kacetu", rok później "Boso, ale w ostrogach". Na przełomie lat 50. i 60. był gościem Polskiego Radia, w którym śpiewał warszawskie szlagiery – "Siekiera, motyka", "Bal na Gnojnej" czy "Nie masz cwaniaka nad warszawiaka". Akompaniował sobie na bandżoli i mandolinie.
Pięć lat pobytu w obozie odbiło się na zdrowiu Grzesiuka. W 1947 roku mężczyzna zapada na gruźlicę. Ostatnie lata jego życia to dramatyczna walka z postępującą chorobą i bólem. Te doświadczenia Grzesiuk ujął w ostatniej autobiografii - wydanej już po jego śmierci - "Na marginesie życia".
bm