Artur Ruciński: śpiewak musi być cierpliwy
Andrzej Dobber wspominał w Dwójce początki swojej kariery. Kluczowy dla jej rozwoju okazał się wyjazd do Norymbergi w 1986 roku. - Gdy tam przyjechałem, po niemiecku umiałem tylko "tak" i "nie". Do dziś spotykam pewnego agenta, który się śmieje, że ja na wszystko mówiłem "tak", bo powiedziano mi, że lepiej, żebym mówił "tak" niż "nie".
Śpiewak opowiadał, jak w Niemczech został przekwalifikowany z basu na baryton, ale też wspominał pierwszą bolesną lekcję kapitalizmu. Zresztą podczas audycji Andrzej Dobber nie unikał anegdot o finansowej stronie swojego zawodu. - Wolę śpiewać w krajach nordyckich, bo tam po tygodniu przelewają pieniądze na konto. Z kolei miesiąc temu, po ponad czterech latach czekania, dostałem moją gażę z Włoch, okrojoną o 33%. Także jak się planuje wydatki, to trzeba śpiewać w Niemczech - śmiał się gość audycji "Five o'clock".
W rozmowie przeplatanej nagraniami pamiętnych występów Andrzeja Dobbera śpiewak zdradził, jakiego wyzwania chętnie by sie podjął, ale też wyznał, dlaczego nie przepada za śpiewaniem koncertów w niewielkich salach. Mimo to nasz gość dał się namówić na występ na żywo w kameralnym Studiu im. Władysława Szpilmana. Przy fortepianie towarzyszył mu Robert Morawski.
***
Tytuł audycji: Five o'clock
Prowadzi: Agata Kwiecińska
Gość: Andrzej Dobber (śpiewak)
Data emisji: 27.01.2018
Godzina emisji: 17.00
bch/jp