W powszechnej świadomości zapisał się przede wszystkim drugoplanowymi rolami filmowymi, choć zagrał także postaci wiodące w kilku mniej znanych produkcjach, takich jak "Mansarda" (1963), gdzie wcielił się w postać malarza Aleksandra Gierymskiego czy "Nieznany" (1964).
Z różnych powodów filmy te nie przetrwały próby czasu, natomiast stale wraca się do "Potopu" (1974) Jerzego Hoffmana, w którym Herdegen wcielił się w postać Jana Sakowicza, sługi księcia Bogusława Radziwiłła czy do "Faraona" w reżyserii Jerzego Kawalerowicza, w którym zagrał Pentuera. Również rola porucznika von Vormanna w posiadającym już status kultowego, serialu "Stawka większa niż życie" przetrwała w powszechnej pamięci zaraz obok Klossa i Brunera, mimo że Herdegen pojawił się tylko w jednym odcinku.
34:22 leszek herdegen___33_10_ii_tr_0-0_11283326174c5e3d[00].mp3 Leszek Herdegen. Audycja Iwony Malinowskiej na temat wybitnego aktora i poety z cyklu "Zakładka literacka". (PR, 17.01.2010)
Dwie twarze
Leszek Herdegen był postacią dwuznaczną z co najmniej kilku powodów. To człowiek o pięknej wojennej karcie. W 1943 roku był zmuszony do pracy fizycznej, a następnie w wieku 15 lat wziął czynny udział w Powstaniu Warszawskim.
08:29 Herdegen o powstaniu ballada sierpniowa___14586_tr_1-1_107700211748a6b4[00].mp3 "Człowiek nie zdawał sobie sprawy z wagi wydarzenia" - fragment audycji Bogdana Majchrzaka "Ballada sierpniowa", w której Leszek Herdegen oprowadza dziennikarza szlakiem swojej powstańczej marszruty z 1944 roku. (PR, 1.08.1979)
Był także erudytą obdarzonym nieprzeciętną inteligencją. Niestety, nie uniknął jednak częstego w okresie stalinizmu nadmiernego uwikłania ludzi kultury we flirt z narzuconą władzą. W jego wypadku miało to dosyć przykry wymiar. Leszek Herdegen był jednym z 53 sygnatariuszy Rezolucji Związku Literatów Polskich w Krakowie wyrażającej poparcie dla stalinowskich władz PRL po wyroku skazującym duchownych katolickich na karę śmierci w sfingowanym procesie pokazowym, zwanym procesem księży kurii krakowskiej.
Niewiele zmienia tutaj fakt, że obok Herdegena, wśród sygnatariuszy pojawiają się znakomite nazwiska Jana Błońskiego, Kornela Filipowicza, Ludwika Flaszena, Andrzeja Kijowskiego, Sławomira Mrożka, Tadeusza Nowaka, Juliana Przybosia czy Wisławy Szymborskiej. Treść rezolucji była haniebna i kreowała złudzenie o poparciu społecznym dla wyroków śmierci dla kilku księży oskarżonych o współpracę z amerykańskim wywiadem i to przed ich wykonaniem.
Mógł to być więc gwóźdź do trumny oskarżonych (komuniści nie byli pewni, czy ich stracić, a stanowisko literatów miało rozwiać te wątpliwości). Nie był nim tylko dlatego, że miesiąc po ogłoszeniu rezolucji zmarł Stalin i wyroków wykonać nie zdążono.
Czyn, który niektórzy próbowaliby pewnie tłumaczyć presją grupy czy przedstawicieli władzy, Herdegen niestety dopełnił jeszcze publikowanymi w tym okresie tekstami. Po ukazaniu się w 1952 roku debiutanckiego tomiku Wisławy Szymborskiej pod tytułem "Dlatego żyjemy", w którym poetka podpisuje się obiema rękami pod powszechnie panującą doktryną komunistyczną, Herdegen napisał recenzję, która jest peanem na cześć poetki i stalinowskiego reżimu zarazem.
W okresie przemian październikowych popularny aktor odegrał jednak pozytywną rolę. W 1956 roku zagrał Hamleta w spektaklu w reżyserii Romana Zawistowskiego, ze scenografią Tadeusza Kantora, o którym Jan Kott w recenzji pod tytułem "Hamlet po XX Zjeździe" pisał w ten sposób:
"Ten Hamlet w Starym Teatrze jest bardzo młody, jest młody przede wszystkim aktorsko. Leszek Herdegen ma autentyczną świeżość gestów i wzruszeń. Nic z teatralnej rutyny. Jest zbuntowany jak młodzi chłopcy z "Po prostu", a jednocześnie ma w sobie coś z wdzięku Gerarda Philippe’a. Ma niewygaszoną pasję, jest chwilami dziecinny w swojej gwałtowności. Jest niewątpliwie prymitywniejszy od wszystkich dawnych Hamletów. Jest cały w działaniu, nie w refleksji. Jest wściekły. To młody skandalista, który się upaja własnym oburzeniem. Ale odzyskał zdolność do czynu. To Hamlet po XX Zjeździe. Jeden z wielu".
Mimo zagrania roli, którą pewnie można by nazwać mianem pokoleniowej, bo symbolizowała wolnościowe nastroje społeczeństwa, wrażenie pewnego "hamletycznego złamania" przylgnęło na stałe do Leszka Herdegena.
W kolejnych latach nie unikał ról w produkcjach nachalnie przekłamujących rzeczywistość, przy czym serial "Stawka większa niż życie" jest tu jednym z łagodniejszych przykładów. Zagrał między innymi w filmie "Kwiecień" (1961) o losach żołnierzy II Armii Wojska Polskiego dowodzonych przez generała LWP Karola Świerczewskiego, czy w filmie "Nieznany" (1964) opowiadającym z kolei o żołnierzach Armii Berlinga. Oba filmy wyreżyserował Witold Lesiewicz na podstawie scenariuszy Józefa Hena.
W 1977 roku wystąpił z kolei w serialu o II wojnie światowej, który ZSRR koprodukował z Polską, Węgrami, Czechosłowacją, NRD, Bułgarią i Rumunią, pod wszystko mówiącym tytułem "Żołnierze wolności".
Z drugiej strony w wielu filmach stworzył role na bardzo wysokim poziomie artystycznym, które mocno zapadały w pamięć, nawet jeśli były niewielkie pod względem objętościowym. We wspomnianym "Faraonie" udowodnił, że jest aktorem o niezwykłej, filmowej twarzy, która pozwala mu z łatwością odnaleźć się w dowolnej epoce historycznej.
- W "Faraonie" Herdegen prawie nie ma charakteryzacji, a jest postać. Bardzo znacząca, moim zdaniem, najlepsza postać – mówił Jan Kłossowicz, krytyk.
Niezwykle ważne w tej sprawie było też to, że Jerzy Kawalerowicz razem ze współpracującym przy filmie wybitnym operatorem Jerzym Wójcikiem, potrafili dostrzec i pięknie sfilmować naturalne walory Herdegena.
Również rola w "Potopie" przykuwa swoją wyrazistością. Herdegen wydaje się być człowiekiem przeniesionym na plan filmowy wprost z XVII wieku. Natomiast rola, która mogła otworzyć mu drzwi do wielkiej filmowej kariery, okazała się niewypałem, chyba nie tylko z winy samego Herdegena, który pewnie nie powinien się zgadzać na zbyt "barokową" charakteryzację, czemu zawsze był przeciwny.
- On grał Gierymskiego. Był to film o wielkim malarzu, geniuszu, pijaku, wszystko tam było. Oblepili go brodą, wąsami, peruką. A w środku był Leszek Herdegen, który nie cierpiał tego. Wszystko w tym filmie było świetne, tylko nie było Gierymskiego, był Leszek Herdegen – wspominał swoje wrażenia po obejrzeniu "Mansardy" w reżyserii Konrada Nałęckiego przyjaciel aktora Antoni Pszoniak w audycji Polskiego Radia.
- To było przecharakteryzowane – dodała aktorka Irena Jun.
Wart odnotowania wydaje się też udział Herdegena w dwóch filmach krótkometrażowych, za to zrealizowanych przez bardzo zdolnych reżyserów, którzy zasłynęli później bardzo wyraźnym, autorskim "językiem pisma". Chodzi o filmy "Dzień listopadowy" (1970) w reżyserii Edwarda Żebrowskiego oraz "Oczy uroczne" (1976) w reżyserii Piotra Szulkina. Oba filmy cieszyły się uznaniem i kto wie, czy gdyby Leszek Herdegen żył dłużej, nie zagrałby swojej życiowej roli w filmie któregoś z tych twórców.
Teatr
Herdegen jako aktor "intelektualny" mógł silnie rozwinąć skrzydła w teatrze. Sukcesu na miarę "Hamleta" już jednak nie powtórzył, choć zdarzały mu się role wybitne.
- Caligula, Makbet, to były wielkie role. Miał intelektualny stosunek do roli. Wynikało to na pewno z wykształcenia, z tego, że obok tego, że był aktorem, był też krytykiem, był bardzo oczytany. W tym co grał, był dystans – mówił Jan Kłossowicz.
- Był człowiekiem o ogromnym poczuciu humoru. W teatrze poczucie humoru pozwala widzieć pewne magiczne miejsca w tekście i rozwiązywać je właśnie dystansem, niedosłownie – dodawała aktorka Irena Jun. - Było coś niezwykłego w jego fizyczności. Nie tylko w jego głosie, bardzo charakterystycznym, rozpoznawalnym. W wyrazie jego twarzy było coś, co pozwalało wierzyć jego postaci, w której on pozostawał sobą. Czyli on był Dantem i był to Dante Leszka Herdegena – komentowała rolę kolegi w "Boskiej komedii".
Wspomniany głos aktora był kolejnym, po plastycznej twarzy, atutem, który świetnie sprawdzał się w teatrze, a nawet zaowocował trwającą od 1965 roku współpracą z Filharmonią Krakowską.
- Miał partie mówione w oratoriach u Honeggera, u Schonberga, u Pendereckiego. Wyjeżdżał z tymi koncertami w świat. To było fantastyczne połączenie jego głosu i umiejętności interpretacji tekstu z muzyką – wspominał Kłossowicz.
Z kolei aktor Stanisław Brudny w ten sposób komentował umiejętności przyjaciela:
- Posiadał coś nieuchwytnego i niespotykanego. W gruncie rzeczy każdy wypowiadany tekst był jakąś poetycką metaforą. Istniała tam pauza i jego świetny głos. Był to aktor poeta.
Leszek Herdegen stworzył wiele ról teatralnych najpierw w teatrach krakowskich: Starym i Słowackiego oraz w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku, później po 1970 roku w teatrach warszawskich: Studio i Powszechnym.
Zdaniem Antoniego Pszoniaka, gdyby chciał, osiągnąłby więcej: - Mógł wszystko. Mógłby grać u Jarockiego, u Swinarskiego, a on słuchał swojej żony, która nie pozwoliła mu odejść.
Herdegen przez całe lata współtworzył bowiem spektakle reżyserki Lidii Zamkow, prywatnie jego żony. Uważał widocznie, że winien jest jej lojalność i dłuższa współpraca z którymś z wielkich reżyserów tego czasu byłaby formą zdrady. Tajemnicą ich związku pozostanie, co dokładnie powodowało nim przy podejmowaniu tej decyzji. Niemniej jednak praca przy spektaklach żony nie była pozbawiona interesujących artystycznych wyzwań - Obecność Leszka w wybitnych spektaklach Lidii Zamkow była czymś niesłychanie znaczącym - wspominała Irena Jun.
Teatr TV
Być może poświęcone w części ambicje zawodowe, Herdegen mógł choć w części zrealizować w spektaklach Teatru TV. - W Teatrze TV grał Makbeta w 1966 roku, grał tytułową rolę w "Lordzie Jimie" w 1972, grał Króla Edypa w 1975, Judyma w adaptacji "Ludzi bezdomnych". Grał Edgara w "Play Strindberg" i Chopina w "Lecie w Nohant". To są ogromne role. To jest osobny rozdział w jego twórczości aktorskiej – przekonywał Kłossowicz.
Poeta
Swoiste złamanie czy niespełnienie widoczne na wielu płaszczyznach życia Leszka Herdegena przełożyło się również na rozdwojenie jego zainteresowań. Obok kariery aktorskiej prowadził równoległą działalność literacką.
- On pisał, zajmował się krytyką, a nawet kierował działem krytyki w "Życiu literackim". Jednocześnie skończył szkołę aktorską – wspominał krytyk teatralny Jan Kłossowicz w audycji o Leszku Herdegenie na antenie Polskiego Radia.
Sam Herdegen mówił o tym w ten sposób:
- Przede wszystkim uważam się za aktora. Poza pewnym okresem mojego życia, kiedy byłem oddany wyłącznie literaturze. Był okres w czasie studiów, kiedy ze szkoły aktorskiej, na własne życzenie wystąpiłem. Przestałem studiować, myśląc naiwnie, że studia aktorskie przeszkadzają mi w pełnym oddaniu się zagadnieniom literackim – wspominał w wywiadzie dla Polskiego Radia.
Literatury jednak nie porzucił. - Ten typ wyobraźni, który od czasu do czasu, rzadko bo rzadko, każe mi coś napisać, jest typu kontemplacyjnego - dodawał.
Herdegen poza tekstami krytycznymi tworzył także poezje. Możliwe, że jego złamanie mające swoje początki w okresie stalinowskim właśnie tutaj znalazło odzwierciedlenie. W jednym z wierszy pisał, że "daremnie opiera się na swojej laseczce trzcinowo-moralnej".
Dziennikarka Polskiego Radia, która przeprowadzała z Herdegenem wywiad na temat jego twórczości, stwierdziła: "Nigdzie pan nie jest mocny, panie Leszku w tych wierszach, wszędzie obawia się pan jakiejś słabości losu ludzkiego, słabości świata, słabości samego siebie. To mnie zastanawia, bo mocno pan stoi w życiu i na scenie".
- Tutaj potwierdza się teza o złożoności ludzkiej natury – odpowiedział tajemniczo poeta.
00:48 Wiersz Leszka Herdegena w jego interpretacji.mp3 Wiersz Leszka Herdegena w jego interpretacji - fragment audycji Iwony Malinowskiej z cyklu "Zakładka literacka". (PR, 17.01.2010)
Czy był to jakiś rodzaj wyznania winy? Niewykluczone. W wierszu pod tytułem "Piosenka o insulinie" Herdegen kontempluje z kolei świat codzienności pacjenta szpitalnego i ciężko oprzeć się wrażeniu, że powodem leczenia podmiotu lirycznego jest choroba alkoholowa, na którą cierpiał Herdegen i w związku z którą zmarł.
Choroba chorobą, ale bywa i tak, że dolegliwości ciała zaczynają się od duszy. Czy aktora dręczyły "grzechy młodości" lub jego późniejsze uwikłanie w komunistyczne narracje?
Leszek Herdegen jako człowiek o nieprzeciętnej wrażliwości i inteligencji musiał zdawać sobie sprawę z niejednoznaczności swoich poczynań. W tej perspektywie zdaje się być ofiarą złamanych czasów, w których przyszło mu żyć.
az