118:48 2021_05_01_15_00_41_PR2_Dwie_do_setki.mp3 Wspomnienie Jana Tadeusza Stanisławskiego (Dwie do setki/Dwójka)
Przygoda Jana Tadeusza Stanisławskiego z kabaretem rozpoczęła się jeszcze w czasach studenckich: od Stodoły, STS-u, poprzez Owcę i Pod Egidą, aż po telewizyjny Kabaret Olgi Lipińskiej. Publiczność nie tylko doceniała jego teksty, które zawsze niosły jakieś drugie dno, ale i oryginalny wizerunek sceniczny.
Jego żarty cechował wyjątkowy i fascynujący styl, a dowcipy zawsze niosły drugie dno: obnażały nasze narodowe wady, rozprawiały się z absurdami PRL-u. - Dla mnie Jan Tadeusz Stanisławski zawsze będzie się kojarzył z filmem Andrzeja Munka "Zezowate szczęście" - wspominał debiutancką rolę filmową Stanisławskiego reżyser Janusz Zaorski.
- Kiedy spotkaliśmy się przy pracy nad filmem "Zezem", powiedziałem "Janek, ja bym się bardzo ucieszył, gdyby to miało właśnie coś z "Zezowatego szczęścia", bo to film wybitny, ale trudno go będzie dogonić". Janek odpowiedział, że oczywiście, pójdziemy w tym kierunku. A że język polski idealnie nadaje się do tego, by mówić, a nie powiedzieć, to był właśnie pierwszy punkt programu: Janek zaczął wykpiwać działaczy partyjnych. To była kontestacja, ale na wesoło.
Czytaj też:
Michał Oleszczyk: Bareja pokazywał społeczeństwo w głębokiej dysfunkcji
Jan Tadeusz Stanisławski znany był również jako autor radiowych "wykładów" z zakresu mniemanologii stosowanej z cyklu "O wyższości Świąt Wielkiej Nocy nad Świętami Bożego Narodzenia". Dzięki wymyślonej przez siebie postaci profesora-naukowca stał się niekwestionowanym autorytetem. Zdaniem prof. Jerzego Bralczyka, był to żart po części ze środowiska akademickiego, a po części z różnych "logii".
- Przyjęliśmy ten dowcip jako udany i dość sympatyczny. Mniemanologia stosowana i samo profesorowanie pana Stanisławskiego wydawało się żartem z grupy ludzi dość prominentnych, cieszących się społecznym zaufaniem. Ale były to też żarty z języka i ze sposobów opisywania rzeczywistości, który można znaleźć w podręcznikach czy pracach uchodzących za naukowe.
- Jan Tadeusz Stanisławski znakomicie wykorzystywał slang naukowy do tworzenia dystansu do tego wszystkiego. Dyskusja na temat wyższości czegokolwiek nad czymkolwiek, a także jego pomysł na zakończenie wykładu "I to by było na tyle" ma charakter pewnej kreacji stylistycznej - mówił językoznawca. - Wysoko ceniłem ten rodzaj rozrywki, który trochę nakłuwał różnego rodzaju balony pretensjonalności. To wszystko było powiewem czegoś naturalnego, zwłaszcza w sytuacji nadmiernego patosu - dodał prof. Jerzy Bralczyk.
Czytaj też:
"Hydrozagadka" - kultowy film drugiej świeżości
W audycji gościliśmy także córkę satyryka Katarzynę Stanisławską, która opowiadała m.in. o swojej emocjonalnej więzi z ojcem, a także jego pracy w domu i miłości do podróżowania. Aktor Henryk Malecha wspominał o swoich pierwszych spotkaniach ze Stanisławskim w zespole STS-u, a Stefan Friedmann mówił o wielkiej przyjaźni łączącej obu panów.
- To jest banał mówić, że Janek miał poczucie humoru - podkreślił Stefan Friedmann. - Jeżeli ma się taki wygląd i taki sposób przekazywania informacji, to nawet najgłupszy dowcip jest potęgowany. I to właśnie wykorzystywał Jan Tadeusz Stanisławski. Swoją posturą, profesorskim wyrazem twarzy, gładkim, wymyślnym sposobem mówienia, nawet najgłupsze rzeczy potrafił mądrze i naukowo przekazywać. A mówił czasami szalone głupstwa i to był jego sukces.
***
Tytuł audycji: Dwie do setki
Prowadzili: Monika Zając i Jakub Kukla
Goście: Katarzyna Stanisławska (aktorka, córka Jana Tadeusza Stanisławskiego), prof. Jerzy Bralczyk (językoznawca), Stefan Friedmann (aktor), Janusz Zaorski (reżyser), Rafał Dajbor (publicysta, dziennikarz), Henryk Malecha (aktor)
Data emisji: 6.11.2021
Godzina emisji: 15.00
am