Podbita w 1830 roku Algieria we francuskim imperium kolonialnym miała wyjątkową pozycję. Wielu Francuzów uważało ją za rdzenne terytorium, swoiste przedłużenie metropolii. Masowy napływ osadników, którzy w szczytowym momencie stanowili 10% populacji kraju oraz ich uprzywilejowana pozycja budziła niezadowolenie wśród miejscowej ludności.
Świt narodu algierskiego
Tendencje narodowowyzwoleńcze zyskały na sile po zakończeniu II wojny światowej. – W konflikcie bardzo licznie uczestniczyli żołnierze algierscy – mówił na antenie PR prof. Jerzy Eisler. – Obalenie faszyzmu, propagowanie przez aliantów haseł demokracji i równości sprawił, że Algierczycy też zapragnęli wolności.
Rok 1945 stanowi cezurę obudzenia się narodu algierskiego. Niechętna reakcja Francji na żądania zamorskiej kolonii powodowała powolne radykalizowanie się jej ludności. 1 listopada 1954 nieliczna grupa zwolenników Frontu Wyzwolenia Narodowego (FLN) rozpoczęła pierwsze ataki na komisariaty i koszary w głównych miastach.
Francuzi nie sądzili, że bunt przerodzi się w wojnę o niepodległość i zakończy się tak niekorzystnie. – FLN był rzeczywistą siłą. W wojnę algierską angażowano coraz większe siły, ale kraj, osłabiony wojną indochińską nie był w stanie i tego konfliktu rozwiązać na drodze militarnej – przekonywał prof. Jerzy Eisler w audycji z cyklu "Dźwiękowy przewodnik po historii najnowszej".
Terror i przemoc
Trzon powstańczej armii stanowili chłopi. Opierali się na partyzantce i wojnie podjazdowej. Przeciw nim Francuzi kierowali coraz liczniejsze oddziały regularnych sił zbrojnych. W 1956 roku było to już 400 tysięcy żołnierzy, a pod koniec wojny nawet dwukrotnie więcej.
Działania wojenne cechowały się wyjątkowo krwawym i zdecydowanym charakterem. Wojska francuskie w celu zdławienia oporu wprowadziły system terroru i zbiorowej odpowiedzialności wobec całego narodu algierskiego. Powszechne były masowe aresztowania, tortury, karne ekspedycje i pacyfikacje. Do kwietnia 1959 roku zginęło lub odniosło rany ponad 500 tysięcy Algierczyków, drugie tyle więziono w obozach. Z kraju uciekło ponad 300 tysięcy osób.
Generał de Gaulle na ratunek
Przedłużająca się wojna i narastająca spirala przemocy sprawiła, że wybrany na prezydenta w 1958 roku gen. Charles de Gaulle zrozumiał, że nie sposób dalej toczyć tej wojny. We Francji liczono, że jego pozycja i autorytet pozwoli poskromić buntujących się w Algierii oficerów.
W czerwcu 1959 roku de Gaulle przemawiał: "Mamy jako naród francuski poważną sprawę do rozwiązania, a mianowicie sprawę Algierii i tego czym ma ona być w odniesieniu do siebie samej i w odniesieniu do francuskiej metropolii. Nie dojdzie się do niczego walką. Walka nie służy niczemu. Nie ma innego wyjścia z tego zła, jak tylko przez ugodę, braterstwo i ludzkie przemiany w Algierii".
Trudna droga do wolności
Jednak nie wszyscy chcieli pokojowego zakończenia sporu. Grupy prawicowych wojskowych, związane z tymi Francuzami, którzy nie wyobrażali sobie utraty Algierii, powołali do życia tajną armię podziemną OAS. Organizacja sięgnęła po środki terrorystyczne. Rozpoczęły się zamachy bombowe, zarówno we Francji, jak i w Algierii. Starano się wytworzyć atmosferę terroru i szoku, aby prezydent Francji musiał sięgnąć po nadzwyczajne środki.
Nacisk światowej opinii publicznej, oburzonej doniesieniami o zbrodniach popełnianych w Algierii i polityka de Gaulle’a oznaczały konieczność wycofania się Francji z wyniszczającej wojny. Nawet jeżeli ceną miała być niepodległość Algierii. Nastąpiło to w kwietniu 1962 roku.
mjm