Wiele osób wyobraża sobie Mirona Białoszewskiego jako ekscentryka skoncentrowanego na własnej twórczości, wokół którego kłębił się tłum wiernych wielbicieli. "Tajny dziennik" odkrywa jednak inne, prawdziwe oblicze poety.
– Dla nas, przyjaciół był takim patronem, czasami trochę ojcem – podkreśla Sobolewski, krytyk filmowy, przyjaciel Białoszewskiego i znawca jego twórczości.
W książce poświęconej poecie "Człowiek Miron" Sobolewski napisał, że wielu jego tajemnic może lepiej nie odsłaniać. Jednak sam Białoszewski w "Tajnym dzienniku" szczerze mówi o swoich słabościach, miłościach czy homoseksualizmie.
Zapiski nie mogły jednak ujrzeć światła dziennego przed 2010 rokiem. Taka była wola samego pisarza.
Białoszewski zaczął prowadzić dziennik w 1975 roku. Dużo jest w tych zapiskach uwag o polityce, historii czy życiu towarzyskim ówczesnej Warszawy. Czytelnik poznaje krąg przyjaciół Białoszewskiego, których Tadeusz Sobolewski nazywa "dworem".
Przyjaciele poety często żartowali: "Przy Mironie, jak na UB, trzeba uważać, co się mówi, bo on wszystko notuje w pamięci, a potem opisze"; "Kiedy podczas spotkania nagle wychodzi do łazienki, to pewnie po to, żeby zanotować dialog". Lektura "Tajnego dziennika" pokazuje, że mieli rację – ich drobne, życiowe sprawy, rozmowy o zakupach, trzaskającym oknie, opisy stanu zdrowia, plotki o rodzinie, nawet streszczenia ich snów, zostały skrzętnie zanotowane przez autora.
– Świat przy nim stawał się ciekawy, bo jak opowiadał, to nie wiadomo było, co jest prawdą, a co Miron sam wyreżyserował – dodaje Sobolewski.
Prawie 30 lat po śmierci Mirona Białoszewskiego ukazuje się jego "Tajny dziennik" – bardzo szczery zapis życia towarzyskiego, artystycznego i erotycznego z lat 1975-83.
(ah)