- Aleksander Kamiński pisał "Kamienie na szaniec" ku pokrzepieniu serc. Dziś nie ma okupacji, więc nie trzeba krzepić serc, natomiast warto przypominać o pewnych wartościach - mówił w rozmowie z Pawłem Siwkiem Robert Gliński. - Przygotowując się do filmu, zabrałem odtwórców głównych ról na Powązki. Gdy staliśmy nad grobami Rudego, Alka, Zośki, oni zaczęli płakać... - dodał.
Sęk w tym, że adaptacja słynnej opowieści o losach grupy członków Szarych Szeregów podczas II wojny światowej od paru tygodni wzbudza również zupełnie inne, choć równie silne reakcje. Niektórzy historycy i przedstawiciele środowisk harcerskich - także ci, którzy pamiętają tamten czas lub wręcz należeli do Szarych Szeregów i brali udział w akcjach tej organizacji - kontestują pokazywane w filmie postawy i zachowania bohaterów, którymi są przecież autentyczne postaci...
- Doceniam odwagę twórców obrazu w odczytaniu powieści, którą profesor Tazbir umieścił wśród dwunastu dzieł kształtujących postawy patriotyczne Polaków - mówił w "Sezonie na Dwójkę" harcmistrz Wiesław Turzański. - Ale jako harcerz muszę stanąć w obronie wartości, które reprezentowali podczas okupacji członkowie szarych szeregów. Przed wojną "zrobione po harcersku" znaczyło tyle co "zrobione dobrze". Dziś "po harcersku” oznacza "niepoważnie". Moim zdaniem film wzmacnia ten stereotyp - wyjaśnił.
- Być może jednak obraz broni pewnych wartości nadrzędnych. Ja nie widzę w nim szargania wartości - powiedział publicysta Piotr Zaremba. - Widzę natomiast pozytywne, godne naśladowania postaci. To ewidentnie film robiony z miłością do Polski. A to bardzo potrzebne w czasach takich produkcji, jak choćby niemieckie "Nasze matki, nasi ojcowie" - dodał. Jego zdaniem wątpliwości budzić może faktycznie wykorzystanie przez twórców oryginalnego tytułu powieści Kamińskiego.
- A mój problem z tym filmem nie dotyczy rzekomego szargania wartości ani wizerunku harcerstwa - mówił z kolei Wojciech Kałużyński. - Przeszkadza mi komiksowość pierwszej części obrazu. Oglądając ją, miałem wrażenie, że małym sabotażem zajmują się hipsterzy bawiący się w wojnę. Prawdziwy film, stawiający poważne pytania i próbujący udzielić poważnych odpowiedzi, zaczyna się od aresztowania Rudego. Całość wydaje mi się jednak niespójna i, co za tym idzie, nie trzyma temperatury emocjonalnej. Podjęta przez Glińskiego próba dostosowania historii szarych szeregów do współczesnej wrażliwości chyba się nie powiodła - stwierdził krytyk filmowy.
Czy polskie kino nie potrafi już wiarygodnie opowiadać o II wojnie światowej? Zachęcamy do wysłuchania nagrania "Sezonu na Dwójkę", który poprowadził Jacek Wakar.
mm/mc