Brak w tym filmie obiektywnej oceny pani premier, która na Wyspach wzbudza wciąż wielkie emocje.
Jim Todd – Anglik zamieszkały w Polsce – twierdzi, że "Żelazna Dama" to film nie dla Anglików i to nie tylko dlatego, że film wyjaśnia rzeczy dla Brytyjczyków oczywiste.
- Wpływ polityki Margaret Thatcher widoczny jest do dziś, dwadzieścia lat po jej upadku – mówił w "Sezonie na Dwójkę". – Nie mamy dystansu, nie możemy mówić o jej dziełach w sposób neutralny. Tam, gdzie pozamykała kopalnie podczas strajków w latach 80., nie można nawet wymówić na ulicy jej nazwiska.
Miała piskliwy głos, własny pogląd na każdy temat i niezwykły tupet. Zanim stała się jedną z najbardziej wpływowych postaci współczesnego świata, jej kapelusz i nieodłączne perły budziły pobłażliwy uśmiech. Na naszych oczach, w filmie z pyskatej Maggy rodzi się Żelazna Dama, której czarna torebka do dziś jest symbolem rządów silnej ręki. Fantastyczna Meryl Streep w roli Margaret Thatcher!
- Ten film powstał z kalkulacji marketingowej – twierdzi Michał Libera, krytyk filmowy. – Film, który byłby próbą dyskusji wokół liberalnej polityki Margaret Thatcher czy byłby atrakcyjny dla widza oskcarowego? Mam wrażenie, że ten film powstał "pod Oscara": okazało się że "Królowa" i "Jak zostać królem" to szablon sprawdzony. Postaci pomnikowe zyskują ludzki wymiar i to się podoba w Ameryce, to się podoba Akademikom, którzy decydują o nagrodach…
Audycję, do której wysłuchania zachęcamy, przygotował Michał Montowski.