Antoni Libera, który został poproszony o wytłumaczenie frazy "jak z Mrożka" napisał: "Jest to elipsa. W rozwinięciu znaczy: coś jest takie jak w twórczości Sławomira Mrożka. Ponieważ zaś świat literacki Mrożka z reguły jest pełen absurdów, dane zjawisko czy sytuacja, do którego odnosi się to wyrażenie, ma znamiona absurdu. "Jak z Mrożka", czyli absurdalne".
"Jak z Mrożka” mówiliśmy, mówimy i mówić będziemy, mając na myśli, że sytuacja jest absurdalna i że ma pewne konotacje komiczne. To powiedzenie nie ma wydźwięku ponurego, dramatycznego, zakłada raczej pewien dystans komentującego do świata. Bardzo niewielu pisarzy, nawet tych największych, doczekało się takiego utrwalenia w języku. Mówi się czasem o "sienkiewiczowskiej frazie”, czy że "nawet Szymborska nie umiałaby tego wyrazić”, ale to są okazjonalne sformułowania. Takich powiedzeń - bo to już jest powiedzenie - jak to o Mrożku, właściwie więcej sobie nie przypominam. Tego nie doczekał się żaden inny pisarz - mówił prof. Bralczyk.
Również prof. Jerzy Jarzębski uważa, że ten sposób zaistnienia Mrożka w polszczyźnie jest czymś szczególnym i wyjątkowym. - Często do języka przechodzą i zadomawiają się w nim cytaty z czyjejś twórczości. Ale fraza "jak z Mrożka” to coś innego - ten, kto ją wypowiada, nie cytuje, ale odwołuje się do pewnej charakterystycznej i dostrzegalnej dla czytelników cechy myślenia Mrożka, jego sposobu postrzegania świata. To tak, jakby Mrożek znalazł się w języku głębiej, zaistniał mocniej niż inni pisarze. Oczywiście równolegle w różnych kontekstach przywoływanych jest wiele cytatów z dzieł Mrożka - mówił Jarzębski.
Dla Adama Zagajewskiego wyrażenie "jak z Mrożka" odnosi się do sytuacji absurdalnych. Zwłaszcza takich, które kojarzyć się mogą z opisywaną przez Mrożka rzeczywistością komuny. - Zastanawia mnie, dlaczego w języku nie zadomowiły się takie określenia, jak dajmy na to "jak z Miłosza” w odniesieniu do sytuacji pięknych? Chyba bardziej jednak jesteśmy wyczuleni na absurd niż na piękno. Ale trzeba przyznać, że ta fraza "jak z Mrożka” jest takim jakby językowym pomnikiem Mrożka w polszczyźnie - powiedział Zagajewski.
Prezes polskiego PEN Clubu Adam Pomorski uważa, że dzieła Mrożka wyznaczają w polskiej literaturze całą epokę. - Dla ludzi z mojego pokolenia i starszego, Sławomir Mrożek to była szkoła języka i mówienia o rzeczywistości. Nawet ta utarta fraza, mówienie, że "coś jest jak z Mrożka”, jest porzekadłem po dziś dzień. To symptom wielkiego wpływu rzeczywistości na dzieło, ale także dzieła na rzeczywistość. Przez okulary Sławomira Mrożka w pewnym sensie patrzyliśmy na świat i ciągle przez nie patrzymy.
- Wyrażenie "Jak z Mrożka” weszło do polszczyzny wraz z drugim: "jak u Gombrowicza” jako określenie absurdalnej sytuacji, choć nie znaczy to wcale, że wypowiadający je znają dokładnie twórczość Mrożka czy Gombrowicza. Być może są i tacy, którzy nigdy Mrożka nie czytali, ale chętnie go przywołują, bo nie słyszałem, żeby ktoś się przy tym powoływał na konkretną sztukę Mistrza. Jest tak często używane, że właściwie już nic nie znaczy, a i myślę, że sam Mrożek go nie lubił - powiedział Krzysztof Varga.
Sam Mrożek chyba rzeczywiście nie przepadał za tym wyrażeniem, a na pewno konsekwentnie przez całe lata odmawiał dziennikarzom wytłumaczenia, jak rozumie frazę "Jak z Mrożka". Więcej już mówił o absurdzie. - Nieraz słyszę: "Dobrze, że pan wrócił do Polski. Znowu opisze pan nasz polski absurd, materiału panu nie zabraknie” (...) "To absurd” - mówiło się w Polsce Ludowej, kiedy gasło światło albo spóźniał się pociąg, ale ten "absurd” był jednocześnie aluzją. W społecznym odczuciu winien był ustrój, a nie elektryk czy kolejarz, lecz otwarcie nie wolno było tego powiedzieć. Polski satyryk zaś, kiedy pisał satyrę na dziurę w moście, czuł się jak bohater, gdyż wiedział, i jego czytelnicy wiedzieli, że nie chodzi o dziurę w moście, tylko w czymś innym. Dziś nie ma już ustroju i jeśli gaśnie światło albo spóźnia się pociąg, to nie ma w tym żadnej metafizyki. Przerwa w dostawie prądu nie jest żadną metaforą, a pociąg, który się spóźnia - żadną polityczną aluzją. I nie ma żadnego absurdu, bywa tylko nieudolność, głupota, zła wola, niedostatki infrastruktury albo po prostu przypadek. Nie opiszę więc "polskiego absurdu", gdyż uważam, że nie ma takiego. Nie wierzę, że teraz jesteśmy "Absurdem Narodów”, jak kiedyś byliśmy "Chrystusem Narodów”, ”umieniem Europy” i "Przedmurzem Chrześcijaństwa”. Nie bądźmy megalomanami, tym razem w negatywie, jeśli pozytywnie się nie da - napisał w "Dzienniku powrotu" (Noir sur Blanc 2010).
PAP/ml