W czwartek w Kijowie hołd pomordowanym odda prezydent Ukrainy Petro Poroszenko i zaproszeni goście z całego świata, m.in. szef Rady Europejskiej Donald Tusk i przewodniczący Światowego Kongresu Żydów Ronald Lauder. Zapowiedziana jest również obecność prezydenta Niemiec Joachima Gaucka. Planowane jest m.in. podpisanie aktu założycielskiego nowego miejsca pamięci poświęconego ofiarom niemieckiej zbrodni sprzed 75 lat.
Zbrodnia w Babim Jarze była jedną z pierwszych prób wymordowania wszystkich Żydów, którzy byli mieszkańcami dużego miasta. Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej 22 czerwca 1941 r. Wehrmacht i posuwające się za nim grupy operacyjne - tzw. Einsatzgruppen dokonywały systematycznych mordów na ludności żydowskiej. Za realizację zbrodni na mężczyznach, ale również na kobietach i dzieciach - zgodnie z poleceniem Adolfa Hitlera z 17 lipca 1941 r. nakazującym "pacyfikację" okupowanych terenów - odpowiadał sam Reichsfuehrer SS Heinrich Himmler.
Zbrodnia kierowana przez Himmlera
"Mordowanie kobiet oraz dzieci stanowiło barierę psychologiczną i szef SS był zdecydowany ją przełamać. W czasie, gdy Einsatzgruppen zabijały jeszcze generalnie wyłącznie mężczyzn, Himmler wysyłał już jednostki swojego Waffen-SS (zbrojnego ramienia SS), by eksterminowały całe społeczności, w tym kobiety i dzieci" - podkreślił prof. Timothy Snyder z Uniwersytetu Yale, znawca historii Europy Środkowej i Wschodniej. Jak zaznaczył, to właśnie Himmler na okupowanych ziemiach ZSRS brutalnie pokierował mordami i organizował biurokrację represji.
Do Kijowa niemieckie wojska - Grupa Armii "Południe" - dotarły 19 września 1941 r. Pięć dni później - 24 września - w zajętych przez okupacyjną administrację budynkach doszło do serii wybuchów, najprawdopodobniej zdetonowanych przez pozostałych w Kijowie funkcjonariuszy NKWD. W takich sytuacjach władze III Rzeszy Niemieckiej postępowały zgodnie ze swoją ideologią: nawet jeśli za coś odpowiadali Sowieci, to i tak winą należy obarczyć Żydów. 26 września zapadła decyzja: wszyscy pozostali w Kijowie Żydzi (wielu bowiem uciekło na wschód) mają zginąć.
"Kluczem do powodzenia całej operacji była dezinformacja. Komórka propagandowa Wehrmachtu wydrukowała wielkie obwieszczenia nakazujące kijowskim Żydom stawić się - pod groźbą śmierci - na rogu ulicy w jednej z zachodnich dzielnic miasta. Posłużono się kłamstwem, które miało wejść Niemcom w nawyk przy masowych rozstrzeliwaniach - celem było rzekomo przesiedlenie. W związku z tym Żydzi mieli zabrać ze sobą dokumenty, pieniądze i kosztowności" - pisze prof. Snyder w publikacji pt. "Skrwawione ziemie".
W dniu masakry - 29 września 1941 r. - większość, bo ponad 30 tysięcy pozostałych w Kijowie Żydów stawiła się w oznaczonym przez Niemców miejscu. Wielu z nich było przekonanych, że nic złego stać się nie może, ponieważ był to przeddzień Jom Kippur - jednego z najważniejszych żydowskich świąt. Nazistowscy funkcjonariusze poprowadzili ich jednak w okolice głębokiego wąwozu, nazywanego Babim Jarem, który wówczas znajdował się tuż pod Kijowem (obecnie miejsce to leży w granicach miasta).
Straszliwe relacje świadków
To, co rozegrało się w kolejnych godzinach historycy znają m.in. dzięki relacji młodej Żydówki - Diny Proniczewej, której cudem udało się wygrzebać z dołu śmierci (Proniczewa była jednym z nielicznych świadków zbrodni; w sumie badacze znają ok. 30 ocalonych osób z masakry w Babim Jarze). "Gdy ludzie oddali kosztowności i dokumenty, zmuszano ich, by rozebrali się do naga. Następnie gnano ich w grupach po dziesięciu, popędzając groźbami lub strzelając w powietrze, na skraj wąwozu o nazwie Babi Jar. Wielu bito: Proniczewa zapamiętała, że ludzie "szli na rozstrzelanie już zakrwawieni" - relacjonuje słowa świadka prof. Snyder.
"Zmuszano ich, by kładli się na brzuchu na leżących już w dole ciałach i czekali na strzały, które padały z góry i z tyłu. Potem nadchodziła następna grupa. Żydzi przychodzili i ginęli przez 36 godzin. (...) Niektórzy umierali, myśląc o innych zamiast o sobie, jak matka pięknej piętnastoletniej Sary, która błagała, by zastrzelono ją równocześnie z córką. Nawet pod sam koniec myślała o Sarze i troszczyła się o nią: jeżeli zobaczy, jak córka ginie, nie zobaczy, jak ją gwałcą. Naga matka karmiła piersią niemowlę, wiedząc, że to już ostatnie sekundy życia. Gdy dziecko wrzucono żywcem do jaru, skoczyła za nim, znajdując tam śmierć" - napisał prof. Snyder.
Według niemieckich raportów rozstrzelano wówczas, w ciągu zaledwie dwóch dni, 33 771 osób. Kolejne egzekucje trwały do 11 października. W tym czasie zabito jeszcze ok. 17 tys. Żydów.
Niemcy chcieli zabić również Proniczewę. Udało się jej jednak przeżyć dzięki temu, że najpierw podała, że jest Rosjanką. Następnie, gdy oprawcy mimo to zdecydowali się ją zabić, po pierwszych strzałach rzuciła się do jaru i udawała martwą. Musiała być nieruchomo, gdy jeden z katów chodził po trupach, a gdy przysypano ją ziemią udało jej się wydrążyć mały otwór, przez który oddychała. Gdy wydostała się z dołu śmierci musiała ukrywać się w Kijowie, gdzie przez cały okres niemieckiej okupacji próbowano złapać ukrywających się Żydów.
Na miejscu kaźni w Babim Jarze Niemcy utworzyli obóz koncentracyjny, w którym więziono m.in. Ukraińców, Polaków, Rosjan i Romów. Więźniowie obozu byli zmuszeni do wydobywania zamordowanych jesienią 1941 r. Żydów i - w ramach zacierania śladów - palenia ich szczątków na stosach. Do 1943 r., kiedy do Kijowa wkroczyła Armia Czerwona, w obozie tym zamordowano około 30 tys. osób. Według różnych źródeł ogólna liczba rozstrzelanych w Babim Jarze w latach 1941-1943 waha się w granicach 100-150 tys. osób.
PAP/IAR/agkm