- Ciągle bardzo dużo pieniędzy w polskim wojsku idzie na rzeczy, które z obronnością wprost nie mają nic wspólnego – zaczął Donald Tusk, ogłaszając przerwanie budowy korwety.
O „najdroższym kadłubie świata” jest głośno od kilku lat. Budowa w stoczni marynarki wojennej ruszyła w 2001 roku. Uroczyście uruchomił ją ówczesny premier Leszek Miller. Planowano że okręt będzie zwodowany w 2009 roku, a następnie wyposażony i uzbrojony. Koszt projektu? Początkowo zakładano zamówienie sześciu okrętów w cenie około 250 mln złotych każdy. Ostateczna wersja brzmiała: 3 okręty po 1,5 miliarda złotych każdy. Za taką sumę można by kupić od Amerykanów dwie fregaty podobnej klasy.
Chodziło o stworzenie nowoczesnej platformy wojennej zdolnej do walki z okrętami tak nawodnymi, jak i podwodnymi. Okrętu, który może działać w operacjach dalekomorskich, ale także być wsparciem w operacjach desantowych, czy ratunkowych. Jego budowa przeciąga się jednak w nieskończoność, a już dziś – mimo że nie wyszedł jeszcze z suchego doku – pochłonęła około 400 milionów złotych.
W ostatnich miesiącach prasa spekulowała o możliwym zakończeniu projektu. Pisano nawet, że mogło przy nim dojść do korupcji, co tłumaczyłoby mozolność w realizacji, ale oprócz podjęcia tematu przez prokuraturę, nic konkretnego się nie stało.
Jak mówił premier, projekt zostaje zakończony „mimo oporu w marynarce wojennej”. „Mimo problemów jakie wiążą się w związku z tym z przyszłością stoczni marynarki wojennej, utrzymywanie tego projektu w stadium konserwowania go na poziomie około 30 milionów złotych rocznie jest bezcelowe” – uważa szef rządu. – Względy militarne nie wskazują na potrzebę budowy dużych jednostek na Bałtyku – dodał Tusk.
W lutym 2011 roku sąd ogłosił upadłość Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni.
Zobacz galerię DZIEŃ NA ZDJĘCIACH >>>
sg