W Warszawie przed Pałacem Prezydenckim stoi pomnik jednego z polskich bohaterów narodowych - księcia Józefa Poniatowskiego. W naszych czasach, gdy rzeźbiarka – by zyskać rozgłos - komponuje męskie genitalia z krucyfiksem, trudno przypuszczać, by ten stylizowany na rzymski pomnik Marka Aureliusza posąg księcia Pepi, budził jakiekolwiek kontrowersje. Kiedyś było inaczej...
Książe Józef Poniatowski. Źr. Wikipedia.
Pamięć bohaterskiego wodza armii Księstwa Warszawskiego postanowiono uczcić zaraz po jego śmierci. Niemal rok po bitwie pod Lipskiem ciało księcia spoczęło w Kościele św. Krzyża w Warszawie, a po kilku miesiącach, w lipcu 1815 roku przeniesiono je do Krypty św. Leonarda na Wawelu. Poniatowski był pierwszym bohaterem narodowym, który spoczął w krakowskiej katedrze. Jednocześnie Polska arystokracja rozpoczęła zbiegi u cara Aleksandra I o pozwolenie na postawienie pomnika księcia w Warszawie. Było to o tyle łatwe, że mimo nieprzejednanej postawy Poniatowskiego wobec Rosji, był on traktowany jako książę krwi. Dla europejskich monarchów jego śmierć była dużym zaskoczeniem, a kondolencje dla jego rodziny płynęły ze wszystkich europejskich dworów, także z Petersburga.
Kajetan Koźmian pisze, że „w czasie sejmu konstytucyjnego (Poniatowski) założył się, że na koniu całą Warszawę w dzień biały obnażony przejedzie i dobrawszy sobie towarzyszów Ignacego Hryniewieckiego i podobno Sanguszkę, dokazał tego ze zgorszeniem wielu, spławiwszy pierwej konie w Wiśle”.
W 1817 roku zamówiono pomnik u jednego z najwybitniejszych rzeźbiarzy ówczesnej Europy, Bertela Thorvaldsena. Spodziewano się więc, że rzeźba, która wyjdzie spod ręki tak znakomitego twórcy nie tylko wiernie odda fizjonomię księcia, ale będzie też godnym zwieńczeniem jego czynów spod Zieleniec, Raszyna, Borodino czy Lipska. Co prawda nie wiemy, czy wówczas po warszawskich salonach powtarzano ostatnie słowa księcia, który na wezwanie do poddania się miał odpowiedzieć: „Bóg mi powierzył honor Polaków, jemu jednemu go oddam” (czy też słowa te wymyślił na początku XX wieku historyk Szymon Aszkenazy). Jednak z pewnością prezentacja projektu pomnika była wydarzeniem oczekiwanym przez warszawskie elity.
Jakież musiało być zdziwienie zamawiających pomnik, gdy Thorvaldsen po dwunastu latach pracy przedstawił gipsowy projekt. Nie wiadomo co bardziej poruszyło warszawiaków, czy wątpliwe podobieństwo postaci na koniu do księcia Poniatowskiego, czy też strój w który przyodział go w swej artystycznej wizji rzeźbiarz. Duńczyk zakochany w dokonaniach starożytnych, stworzył posąg na wzór rzymskiego pomnika Marka Aureliusza, zupełnie nie licząc się z wyobrażeniem Polaków o niedawno zmarłym wodzu. Szczególne oburzenie wzbudziła golizna księcia, bo przez wielu przyodzianie bohatera narodowego w rzymską togę uznano niemal za profanację. Projekt był już jednak w takim stadium i tak długo czekano na efekty pracy Thorvaldsena, że pomnik w końcu powstał.
Książe Józef Poniatowski. Źr. Wikipedia.
Wspomnienie kontrowersji warszawskich matron, zostało wykorzystane przez pułkownika Bolesława Wieniawę Długoszowskiego podczas rozprawy przed sądem wojskowym, gdy ten rozpatrywał skargę na jednego z ułanów. Postawiony przed sądem wojskowym z powodu niesubordynacji i częstego łamania regulaminu, ułan mógł nawet zostać wyrzucony z armii. Wieniawa, jako osoba niezwykle honorowa i przywiązana do tradycji ułańskiej podjął się obrony w tej wyjątkowo trudnej sprawie. W mowie obronnej przedstawił przed sądem porywczość kolegi jako zaletę w czasach wojny, a na dodatkowe usprawiedliwienie przypomniał młodość księcia Józefa Poniatowskiego:
„Ośmielam się przypomnieć panom (...) dziwaczne acz zaszczytne losy jednego z najwspanialszych polskich oficerów kawalerii, który niegdyś w pełnej gali wskoczył do śmiertelnych wód Elstery po bohaterskiej obronie odwrotu wojsk napoleońskich spod Lipska, a który przedtem jeszcze na skutek zakładu przejechał nago przez ulice Warszawy, ku zgorszeniu jej zawsze cnotliwych mieszkańców. Ponieważ na pomniku wystawionym mu przez naród po śmierci figuruje w prześcieradle, więc można mieć niejakie wątpliwości, za który z wymienionych wybitnych czynów pomnik ten mu postawiono”.
Niesforny żołnierz został skazany tylko na areszt, co w obliczu grożącej mu kary należy uznać za sukces obrońcy. Sama mowa, cytowana przez Wieniawę we wstępie do biografii napoleońskiego generała Lassalle’a, jest uważana za pewnego rodzaju credo „pierwszego ułana II Rzeczpospolitej”.
Książe Józef Poniatowski. Widok współczesny. Fot. P.Dmitrowicz.
Przywołując wątpliwości, co do czynu, za który książę Józef został uwieczniony na postumencie, Wieniawa dyskretnie nawiązał do plotki, która u schyłku I Rzeczpospolitej krążyła po Warszawie. Według niej, bratanek króla lubił za młodu urządzać sobie wyścigi konne ulicami stolicy, w nie byle jakim towarzystwie, bo na przykład młodego Tadeusza Kościuszki. Skłonność do zwariowanych rozrywek miała doprowadzić do zakładu, według którego Poniatowski zgodził się przejechać ulicami Warszawy nago. W pamiętnikach współczesnych mu, zachowało się kilka opisów tamtego wydarzenia, mniej lub bardziej szczegółowych i mniej lub bardziej prawdopodobnych. Kajetan Koźmian pisze, że „w czasie sejmu konstytucyjnego (Poniatowski) założył się, że na koniu całą Warszawę w dzień biały obnażony przejedzie i dobrawszy sobie towarzyszów Ignacego Hryniewieckiego i podobno Sanguszkę, dokazał tego ze zgorszeniem wielu, spławiwszy pierwej konie w Wiśle”.
Nieco więcej szczegółów przedstawiła Henrietta z Działyńskich Błędowska:
„W owym czasie swawoli rozmaite rzeczy się działy, między innymi razu jednego stanął zakład, że przed obliczem króla i całego wojska i zebranej publiczności pokażą się w kostiumie ojca Adama książę Józef Poniatowski, synowiec króla, książę Kazimierz Sapiecha, mój ojciec i stryj. Książę Sapiecha z moim ojcem w koczu, stryj mój z tyłu za lokaja, a książę Józef za furmana. Podczas parady na dziedzińcu saskim zajeżdża ten ów pojazd, defilując koło wszystkich. Krzyk się zrobił, damy zaczęły oczy zakrywać. Wnet rozkaz królewski, aby łapać, aresztować zuchwalców, a książę skierowawszy konie na swój pułk, któren rozstąpił się, aby wpuścić swego wodza, i uszykował się znowu – a pojazd wpadł do bramy pierwszej kamienicy. Tylnymi drzwiami furman prawdziwe konie wyprowadził, a panowie przebrawszy się na wierzchowców powsiadali, przyjechali. Stając na czele swoich pułków pytają się co to był za rumor. Uszło im”.
Zakład omal nie skończył się wstąpieniem księcia Józefa do ... zakonu. W obawie przed gniewem króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, bratanek króla skrył się podobno pod szatami zakonnika. Dopiero, dzięki pośrednictwie między innymi biskupa Michała Poniatowskiego, udało się sprawę załagodzić i pogodzić księcia z obrażonym wujem.
Pomnik Iwana Paskiewicza w Warszawie. Źr. Wikipedia.
Wracając jednak do pomnika „księcia w prześcieradle”. Rzeźba, którą możemy oglądać współcześnie nie jest oryginalnym dziełem Thorvaldsena. Co prawda rzeźbę zamówiono w 1817 roku, ale prace nad zakończyły się, gdy trwało jeszcze powstanie listopadowe. Po stłumieniu powstania władze carskie odmówiły ustawienia pomnika polskiego bohatera. Gotowa figura, na rozkaz Iwana Paskiewicza została wywieziona najpierw do Modlina, a w 1840 roku do Homla. Przez prawie 80 lat zdobiła rezydencję Paskiewiczów jako ... rzeźba świętego Jerzego. Na przygotowanym zawczasu cokole przed Pałacem Namiestnikowskim stanął za to w 1870 roku pomnik Iwana Paskiewicza (został zniszczony przez Niemców w 1917 roku).
Pomnik księcia Poniatowskiego wrócił do Polski w latach 20. XX wieku, na postawie umowy o zwrocie dzień sztuki, podpisanej przy okazji traktatu w Rydze. W 1923 roku książę Józef stanął na placu Saskim, ale podczas niemieckiej okupacji, dokładnie 16 grudnia 1944 roku, został wysadzony przez hitlerowców. Dopiero w 1965 roku Duńczycy podarowali Polsce wierną kopię dzieła Thorvaldsena, która stanęła przed Pałacem Namiestnikowskim na Krakowskim Przedmieściu. W miejscu, które przewidziano dla tego pomnika w 1817 roku.
Janusz Podolski