– Problem z tym obrazem polega na tym, że parę rzeczy o nim wiemy, natomiast nikt w te fakty nie wierzy, bo bledną one w zetknięciu z legendą – mówiła w Polskim Radiu historyk sztuki dr Grażyna Bastek, omawiając "Monę Lisę" Leonarda da Vinci.
Do takich faktów, które giną w cieniu domysłów, należy wiedza o tytułowej postaci – pani (po włosku: "madonnie", w skrócie: "monie") Lisie.
14:53 obraz.mp3 Dr Grażyna Bastek o fenomenie obrazu Leonarda da Vinci "Mona Lisa". Audycję z cyklu "Jest taki obraz" prowadzi Michał Montowski (PR, 18.02.2018)
Lisa, córka Antonia
Snuciu przeróżnych narracji na temat tytułowej "Mony Lisy" sprzyjają dwie sprawy: legendarność samego arcydzieła włoskiego mistrza i, po prostu, odległość kilku stuleci, która dzieli nas od powstania obrazu.
Co jednak wiadomo o kobiecie, której portret stał się jedną z ikon zachodniej kultury?
Głównym źródłem wiedzy na ten temat jest Giorgio Vasari jako autor "Żywotów najsławniejszych malarzy, rzeźbiarzy i architektów" (1550). W swoim dziele napisał on: "dla pana Franciszka del Giocondo Leonardo namalował portret pani Lisy, jego żony".
Lisa, córka Antonia Marii di Noldo Gherardiniego, przyszła na świat we Florencji 15 czerwca 1479 roku. Pochodziła z ziemiańskiej i szacownej rodziny – w kręgu jej znajomych był ponoć Julian Medyceusz, wnuk wielkiego Kosmy Medyceusza. Jednak finansowo powodziło się wówczas Gherardinim już nie najlepiej.
Zakochany Francesco
Kiedy w wieku 15-16 lat Lisę wydano za mąż, jej posag należał do raczej skromnych. Na szczęście małżonek Lisy – Francesco di Bartolemeo di Zanobi del Giocondo – należał do ludzi, któremu szczęście, przynajmniej w biznesie, sprzyjało.
W biznesie, gdyż towarzysz życia "madonny Lisy" był kupcem, zajmował się handlem jedwabiem, a wśród klientów miał samych Medyceuszy. Od swojej młodziutkiej małżonki był starszy o dziewiętnaście lat, a poślubił ją osiem miesięcy po śmierci swoje pierwszej żony (z którą miał syna).
Francesco i Lisa doczekali się również synów – młodszy urodził się na przełomie 1502 i 1503 roku. W tym to właśnie, 1503, roku florencki kupiec postanowił, że zamieszka wraz z rodziną w nowym domu. Wszystkie te życiowe zmiany stanowiły dla Franceska doskonałą okazję, by uczcić swoją małżonkę jakimś pięknym portretem, który ozdobiłby nowe mieszkanie.
Kupiec poprosił Leonarda da Vinci, słynnego malarza przebywającego wówczas we Florencji, o taki obraz.
Florencja w XV w. Fot. Wikimedia/domena publiczna
"Portret wyjątkowy"
Dlaczego da Vinci przyjął propozycję namalowania portretu od kupca jedwabiu, a odmawiał takim samym prośbom, które słały do niego znakomitości tej miary, co Isabella d’Este, markiza Mantui? Być może, jak sugeruje biograf artysty Wolter Isaacson, stały za tym powody natury osobistej (ojciec Leonarda przyjaźnił się z panem Giocondo), a może – paradoksalnie – artystycznej. Leonardo, malując portret pani Lisy, nie musiał martwić się o to, co powie o jego pracy zamożny i wybredny mecenas czy jakaś księżna – modelka, która w przypływie próżności wpływałaby na kształt dzieła.
Mógł obraz ten potraktować jako przestrzeń dalszych artystycznych poszukiwań. I tak też zrobił, co jednak – jak się okazało – niekoniecznie spodobało się zleceniodawcy, który bezskutecznie czekał na wizerunek swojej pięknej małżonki.
– Wiemy, że Leonardo malował ten obraz bardzo długo. Najpierw będąc we Florencji, między 1503 a 1506 rokiem, potem zabrał malowidło ze sobą, kiedy przeniósł się do Mediolanu. W końcu da Vinci wziął ten obraz, kiedy przeniósł się już na stałe z Włoch do Francji – opowiadała w Polskim Radiu dr Grażyna Bastek
Leonardo, jak przypominała dr Bastek, nie oddał malowidła kupcowi florenckiemu. Prawdopodobnie wcale nie dlatego, że – jak głosi jedna z legend – Francesco nie miał pieniędzy na wykupienie dzieła mistrza.
– Wydaje mi się, że obraz ten był postrzegany przez Leonarda jako coś wyjątkowego. Jako pracę, w której znalazł właściwe środki dla oddania prawdy natury, czyli przełożenia na język malarski prawdy o świecie – podkreślała w radiowej audycji historyk sztuki. – Dla Leonarda była to kwintesencja doskonałości możliwości malarskich, na jakie było go stać. Pewnie dlatego nie chciał się nigdy z tym obrazem rozstać.
"Mona Lisa" Leonarda da Vinci. Fot. Wikimedia/domena publiczna
"Była matką Heleny Trojańskiej i matką Marii"
Lisa del Giocondo nie mogła przypuszczać, że zamówiony przez jej męża portret zamiast w ich florenckim mieszkaniu zawiśnie, ostatecznie, w paryskim Luwrze (w poł. XVI w. obraz zakupił król Francji Franciszek I) i stanie się atrakcją numer jeden tego pełnego przecież skarbów muzeum.
Pewnie zdziwiłaby się również i tym, że o jej wizerunku pisano rzeczy przyprawiające o zawrót głowy.
"Jej oczy miały ten blask i tę wilgotność, jakie widuje się zawsze w naturze". "Kto dobrze się przypatrzy, w wgłębieniu szyi zobaczy uderzenie pulsu", notował Giorgio Vasari.
Znacząco dalej poszedł Walter Horatio Pater, XIX-wieczny angielski pisarz i krytyk sztuki.
"Jest ona starsza, od skał, wśród których siedzi. Zmarła wielokrotnie niczym wampir i poznała tajemnice grobu. Wstąpiła w głębiny morskie i zachowuje wokół siebie wyniesione z nich światło półmroku, handlowała dziwnymi tkaninami z kupcami Wschodu, była matką Heleny Trojańskiej jak Leda i matką Marii jak święta Anna. Wszystko to było w niej tylko dźwiękiem", pisał Anglik, zafascynowany "Mona Lisą".
***
Czytaj także:
***
O dalszych losach bohaterki najsłynniejszego obrazu świata (w założeniu, że da Vinci sportretował faktycznie Lisę Gherardini, bo oczywiście i tu pojawiło się wiele innych hipotez) wiemy niewiele.
Według Giuseppe Pallantiego, badacza życia i twórczości Leonarda da Vinci, Lisa po śmierci męża wstąpiła do florenckiego klasztoru św. Urszuli i tam zmarła w wieku 63 lat. Być może na terenie tego właśnie klasztornego kompleksu została pochowana.
Jedno jest jednak pewne: dzięki arcymalarzowi jej rysy zostały unieśmiertelnione.
jp
Źródła: Walter Isaacson, "Leonardo da Vinci", tł. Michał Strąkow, 2017; Donald Sassoon, "Mona Lisa", tł. Janusz Margański, Poznań 2003.