- To, że pojechałam do Ameryki Południowej było przypadkiem. Zawsze marzyła mi się Azja, natomiast wyszło inaczej, a wiązało się to pośrednią z katastrofą 10 kwietnia 2010 roku. Dostałam wówczas polecenie, żeby poszukać Brazylijczyków w Polsce i poprosić ich o wypowiedzi, a to dlatego, że wszyscy się zaczęli zastanawiać, czemu Brazylia ogłosiła wówczas żałobę narodową? - opowiada w audycji "Słuchaj świata" autorka reportażu.
Okazało się, że w kraju kawy jest niezwykle liczna Polonia, o której bardzo rzadko w Polsce mówimy. - Często rozmawialiśmy na temat rodaków w Stanach Zjednoczonych, a Polonia z Ameryki Południowej została zapomniana. O bohaterach mojego reportażu nie powiedziałabym nawet, że jest to Polonia, a raczej Brazylijczycy polskiego pochodzenia - precyzuje Błaszczyk. Pierwsza fala polskiej emigracji na teren Brazylii to lata 1870-1890, czyli jeszcze za czasu zaborów. Dla wielu osób mieszkających tam obecnie jedynym elementem polskości jest nazwisko.
Punktem zaczepienia i początkiem fascynacji Błaszczyk brazylijską Polonią była informacja, że w Archiwum Miasta Stołecznego Warszawy znajdują się listy wysłane przez Brazylijczyków polskiego pochodzenia ze stanu Rio Grande do Sul do Polski. Nigdy nie trafiły one do rąk adresatów. - Są one datowane na końcówkę XIX wieku i nie przeszły przez cenzurę. Zatrzymali je Rosjanie pod pretekstem tego, że znajdują się w nich namowy do opuszczenia Rosji i wyjazdu do Brazylii - opowiada gość Kuby Borysiaka.
Chcąc zasiedlić południowe stany, Brazylia oferowała wówczas, dla chętnych do osiedlenia się, ziemię. Wiele osób się na to zdecydowało, pomimo tego, że było to zabronione. Często wyjeżdżały pojedyncze osoby, porzucając rodziny, a potem, właśnie za sprawą ingerencji rosyjskich cenzorów, ich próba kontaktu z bliskimi, którzy zostali, była niejako bojkotowana.
Więcej o losach osób polskiego pochodzenia, które wyjechały do kraju kawy - w zapisie rozmowy z Katarzyną Błaszczyk oraz jej reportażu "Listy Brazylia - Polska".
ac/bch