Judaszki to stary i niegdyś powszechny zwyczaj niszczenia, wieszania, palenia "Judasza", opisywany już w XVIII- i XIX-wiecznych źródłach.
Wczesnym popołudniem kukłę Judasza odcina się ze stryczka, a wybrany sędzia i oskarżyciel w jednej osobie wlecze ją uliczkami, wśród krzyków, drwin i złorzeczeń.
Kilka, a nawet kilkanaście wybranych osób szyje wcześniej wielką kukłę z workowego płótna lub juty, wypychając i modelując ją trocinami. Jest to postać męska o wyraźnie semickich rysach, z wymalowanym na piersiach wielkim napisem Judasz Zdrajca. Kukłę tę w nocy z Wielkiej Środy na Wielki Czwartek albo już w Wielki Czwartek, przed wschodem słońca, wiesza się na wysokim drzewie, aby, gdy dzień nastanie, wszyscy mieszkańcy miasteczka mogli ją oglądać.
Wczesnym popołudniem kukłę Judasza odcina się ze stryczka, a wybrany sędzia i oskarżyciel w jednej osobie wlecze ją uliczkami wśród krzyków, drwin i złorzeczeń towarzyszącego mu tłumu, który okłada kijami i obrzuca kamieniami szmacianego Judasza. Wreszcie (już poza ludzkimi siedzibami) bardzo sponiewierana kukła, wyobrażająca zdrajcę Chrystusa, zostaje rozerwana na kawałki, a te podpala się i wrzuca do wody.
Wielki Piątek jest w Kościele dniem głębokiej żałoby. Niegdyś najpobożniejsi ludzie na znak żałoby tego dnia zatrzymywali zegary, zasłaniali lustra, mówili przyciszonym głosem. Zachowywali się więc tak, jakby w domu znajdował się zmarły.
W całej niemal Polsce (z wyjątkiem wschodnich i północno-wschodnich rubieży) o świcie w Wielki Piątek smagano się lub tylko dotykano świeżo zerwanymi gałązkami brzozy, agrestu lub tarniny. Matki uderzały nimi wszystkie po kolei dzieci, nad każdym wypowiadając słowa Boże Rany albo Płaczebóg. Wierzono także, że z pełnej wiosennych soków gałązki w ciała ludzkie przechodzi jej życiodajna moc.
Dłużący się czas oczekiwania na święto i na świąteczną obfitość młodzież skracała sobie zabawą nazywaną pogrzebem żuru i śledzia. Zabawa ta znana była w całej Polsce. Garnek z żurem zmieszanym z różnymi śmieciami oraz rybi szkielet wieszano na drzewie, po czym strącano je, a skorupy i rybie ości ostentacyjnie grzebano.
Przyniesioną z kościoła poświęconą wodą kropiono dom, budynki gospodarskie, bydło w oborze – od wszelkiego uroku i złych czarów.
Wielka Sobota kończąca Triduum Paschalne, Wigilia – przedświęcie Wielkanocy – jest w Kościele i tradycji polskiej dniem błogosławieństw przeznaczonym na święcenie wody, ognia, cierni i pokarmów wielkanocnych.
Niegdyś przyniesioną z kościoła poświęconą wodą kropiono dom, budynki gospodarskie, bydło w oborze – od wszelkiego uroku i złych czarów, a także jaja podkładane pod kury, aby wylęgły się z nich zdrowe pisklęta.
Z dymiącą, żarzącą się hubką albo z tlącymi się na węgielkach poświęconymi ziołami obchodzono dom, okadzając całe obejście oraz kojce z młodym przychówkiem, z cielętami, kurczętami, gąskami i kaczuszkami. Później ogarek świecy, ciernie i kawałeczki hubki rozrzucano w polu i ogrodzie, na błogosławieństwo Boże i urodzaj. Ciernie, których – jak powiadali starzy ludzie – czarownice bały się jak ognia, rozsypywano także na ścieżkach wiodących do obory i na wszystkich progach.
***
Tekst pochodzi z książki "Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne" dr Barbary Ogrodowskiej, wyd. Muza, Warszawa 2010.
Po więcej felietonów dotyczących świąt zapraszamy do naszej zakładki świętujemy.