„Ogród Edenu”, dekoracja kołdry (fragment). Wykonała Sylvia S. Queen, USA, około 1900 roku. Ze zbiorów Smithsonian Institute
- Gieniu! - krzyknęła babcia ze zgrozą. - Córki masz w domu i mirty trzymasz? Żeby starymi pannami zostały?
- Patrz Franiu, co zrobię! - Gienia otwarła okno i z rozmachem wyrzuciła przez nie swoje dorodne, wypieszczone rośliny do ogródka.
Panna młoda w koronie weselnej, Szwarcwald, 1925. Domena publiczna
Dziwne te mirty - lubiano je i potrzebowano ich, jednak w zależności od kontekstu i sytuacji bano się też, że przyniosą nieszczęście. W niektórych częściach Polski patrzono na nie zupełnie odwrotnie, niż na początku tej opowieści. Mirt był rośliną obowiązkową w domu, gdzie urodziły się dziewczynki. Moja druga babcia miała w sieni piękny okaz, pamiętam go najwyraźniej ze wszystkich jej kwiatów.
Miał wiele zastosowań: podczas ważnych rodzinnych uroczystości po bokach kładzionego na stół obrusa przypinano mirtowe gałązki. Był oczywiście symbolem panieństwa i niezbędnym elementem wianka a w późniejszych latach przybraniem welonu panny młodej. Podczas przeprosin i błogosławieństwa gałązkę mirtu używano do pokropienia młodej pary wodą święconą. Nie wynikało to z braku kropidła – mirt jako roślina wiecznie zielona kojarzył się
z zaświatami, zapewniał łączność ze zmarłymi przodkami, których w sposób symboliczny przywoływano podczas obrzędu weselnego. Łączył przeszłość z niepowstrzymaną energią życia.
Przystrajano nim również trumnę, wplatano w pogrzebowe wianki i bukieciki dla zmarłych przedwcześnie kawalerów i panien. Występuje w wielu pieśniach i przyśpiewkach, jest czytelnym i sugestywnym symbolem miłości i płodności, może też odsyłać do spraw i zjawisk nadprzyrodzonych.
CZYTAJ TEŻ: Mirt, roślina na moment przełomu
Wesele na Wileńszczyźnie przed II Wojną Światową. Panna młoda trzyma bukiet z asparagusa ogrodowego. Zdjęcie rodzinne Zofii Gan. Z archiwum terenowego Ewy Grochowskiej
Na wielu „babcinych” parapetach królowały wracające dziś do łask szparagusy.
Różnie na nie mówiono: sparagus, brzmiący jak imię starożytnego Rzymianina albo po prostu asparagus. Ich gałązki przypinano do ubiorów weselnych a duża, ogrodowa odmiana była na przedwojennej Wileńszczyźnie niezbędnym składnikiem bukietu panny młodej. Jego krewnym jest bardzo lubiany dawniej asparagus pierzasty, zwany meszkiem. Podobnie jak mirt służył jako kropidło podczas błogosławieństwa i był niezbędną dekoracją ślubnego wianka, welonu i sukni.
Franciszka i Jan Biskupowie, babcia i dziadek autorki. Zdjęcie ślubne, 1946.
Rośliny doniczkowe stawiano przy trumnie w czasie czuwania i pożegnania ze zmarłym. Kiedy młode gospodynie pytały starsze kobiety, czy to mają być jakieś konkretne kwiaty, słyszały odpowiedź:
„a jaki by nie był, to i tak potem uschnie, bo stał przy trumnie”.
Ważne, żeby kwiaty były dwa (lub więcej, ale w parzystej liczbie), najlepiej takie same.
Za niezbędne uważało się anginkę i aleos. Nie tylko ze względu na aspekty estetyczne, bo obydwie rośliny mają wyrazistą i oryginalną formę, ale na właściwości lecznicze. Liście anginki, czyli geranium wkładano do bolącego ucha, stosowano na ból gardła, zębów i głowy. Rozrośnięte aleosy, czyli aloesy (lubię też występującą w pieśniach gwarową lewandę) zawsze stały w pokoju, gotowe by swoim sokiem przynieść ulgę poparzonej lub przeciętej skórze. Pożyteczny, lecz zdradliwy to lekarz – aloesu nie można podarować w prezencie komuś, z kim chce się zachować dobre relacje (trzeba zaszczepkę symbolicznie „odsprzedać”). Tuż obok mamy żyworódkę pierzastą – jej niezwykłą płodność poznał każdy, u kogo gościła, dlatego postrzegano ją jako symbol odradzającego się życia. Jest niezastąpiona między innymi na trudno gojące się rany i odparzenia. Ciemnozielone mięsiste liście grubosza również mogą być lekarstwem, roślina bardziej znana jest jednak jako „drzewko szczęścia”, wnoszące do domu radość i dostatek.
Fot. Hubert Dzikowski.
Nieodzowne były ulubione rośliny mojej babci - paprotki. Ostrożnie się z nimi obchodzono; mówiło się, że jej kondycja mówi o relacjach w rodzinie. Paprotka dorodna, o gęstych, zwieszających się jak grube warkocze liściach miała świadczyć, że w domu dobrze się dzieje i gości tu szczęście. Wierzono, że pomaga na chore płuca, bo oczyszcza powietrze. Na koniec (tego tekstu, bo lista dawnych domowych roślin doniczkowych jest trochę dłuższa) na scenę wkraczają pelargonie - wyjątkowe i pospolite zarazem.
Okrąglaki, krakowiaki – różnie je nazywano. Jest to kwiatek najbardziej „zwyczajny” z wszystkich wyżej wymienionych, ale gospodynie szczyciły się wypielęgnowanymi przez siebie odmianami, kształtami i kolorami. Ot, nareszcie trochę niepraktycznego piękna.
Śpiewaczka Janina Pydo przed domem.
Trwa zima. Podobno mają przyjść wielkie mrozy i znowu będziemy przebijać się przez zaspy. Inne źródła mówią o nadchodzącym gwałtownym ociepleniu. Zanim to się wyjaśni, pod ręką mamy miniogrody w doniczkach. Są tutaj starodawne gerania, aloesy i grubosze, a także nowe, nieznane dotąd gatunki i odmiany. Przyjemne dla oka. Pożyteczne dla zdrowia, urody, samopoczucia oraz szczęśliwego życia. Którego życzę nam wszystkim w nowym roku.
Ewa Grochowska
***
PS. *Niniejsze opowieści o roślinach i związanych z nimi zwyczajach pochodzą głównie z okolic Opoczna, Przysuchy i południowo-wschodniej Kielecczyzny.
**Dziękuję mojej mamie za związane z roślinami domowymi historie z jej życia, które wplotłam w tekst.
***Informacje dotyczące właściwości leczniczych opisanych przeze mnie roślin pochodzą z przekazu ustnego i nie powinny być stosowane do samoleczenia bez konsultacji ze specjalistą/specjalistką w tej dziedzinie.
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.