Lata 80. XX wieku okiem etnografa
Andrzej Bieńkowski urodził się w 1946 roku w Warszawie. Z wykształcenia jest malarzem - studia odbył na Wydziale Malarstwa, potem Grafiki ASP w Warszawie, jako profesor prowadzi pracownię malarstwa i rysunku na Wydziale Wzornictwa ASP w Warszawie. To także zasłużony fotograf i etnograf - od początku swoich wypraw na wieś zgromadził imponujące prywatne archiwum etnograficzne, zawierające tysiące nagrań oraz zdjęć z Polski i Ukrainy. Profesor Bieńkowski razem z żoną Małgorzatą od lat prowadzi ogromne oddolne przedsięwzięcie, jakim jest Fundacja Muzyka Odnaleziona. W jej ramach od końca lat 70. dokumentuje muzykę wiejską Polski Środkowej, a od dwudziestu lat także ukraińską i białoruską. Jego praca walnie przyczyniła się do powstania środowiska miłośników i praktyków polskiej muzyki tradycyjnej, skupionych wokół jej oryginalnej, niestylizowanej formy.
Białoruś, biała plama
- Poza niezbyt życzliwymi schematami niewiele o Białorusi wiemy, nie interesujemy się nią. Całą miłość do Wschodu ulokowaliśmy na Ukrainie, być może przez liczne wielogłosowe grupy śpiewacze - mówił w audycji prof. Bieńkowski, zwracając uwagę, że rzadko zadajemy sobie pytanie, co się dzieje po tamtej stronie granicy. - A granica między Białorusią a Ukrainą jest sztuczna - przebiega przez bagno! Ustanowiono ją po pomarańczowej rewolucji, żeby myśli wolnościowe nie przenikały na drugą stronę.
"Głód poznania" - ocenia prof. Bieńkowski inspirację, która pokierowała go w stronę Białorusi. Słuchając ludowych pieśni białoruskich, rozmawiając o charakterystycznych dla tych terenów pieśniach rekruckich czy obrzędowych pieśniach pogańskich, śpiewach męskich, tańcach, a także balladach z echami powstania styczniowego, mówiliśmy w audycji o atmosferze nagrań, których Andrzej i Małgorzata Bieńkowscy dokonali w trakcie swoich wyjazdów. - Białorusini są inni niż Ukraińcy, z którymi często ich zestawiamy. To bardziej lud Północy, są spokojni, zdystansowani, niechętnie wchodzą w szybkie relacje. Sprawdzają, obserwują. Białoruś to dla nas biała plama.
Profesor Andrzej Bieńkowski jeździć na Białoruś zaczął około 2000 roku, obserwował przy tym z jednej strony stan kultury tradycyjnej i ludowej, ale także procesy historyczne, związane z "bardzo bolesnym stawaniem się państwowości, odrębności narodowej". W "Źródłach" w szczegółach opowiadał, czego się tam dowiedział.
"Najpierw nagrać, a potem propagować"
Często słyszy pytanie o takie a nie inne połączenie zainteresowań. Etnograficzne zamiłowanie prof. Bieńkowskiego zrodziło się na kanwie doświadczeń malarskich i przekonania, że muzyka ludowa, podobnie jak rzeźba i malarstwo ludowe, powinny zostać docenione. "Nikifor stał się obok Matejki najbardziej rozpoznawalnym malarzem. Dlaczego nie dotyczy to muzyki np. braci Metów czy rodu Gaców?" - pytał. Odszedł przy tym od metodologii dyktowanych przez etnomuzykologów, które jego zdaniem nie dostrzegały wartości muzyki i instrumentarium bardziej współczesnych. Za cel wziął sobie więc odmalowanie obrazu polskiej wsi i podejścia do kultury ludowej. Obraz ten pod wieloma względami dotyczył trudnych kwestii społecznych.
"Ojciec pomyślał, że jak będę muzykantem, to zarobię na utrzymanie domu. Panie, ja wtedy miałem ze siedem lat! Skrzypce to był dla rodziców duży wydatek i chcieli, żeby się im prędko zwrócił. Dzieciakiem byłem i już muzykantem. Myśli pan, że jak grałem na weselach, to o tym pamiętali? Traktowali mnie jak dorosłego, poili wódką i częstowali papierosami, a jak zasypiałem nad ranem ze zmęczenia, to mnie szarpali. "Graj, kur*a, albo wypi**dalaj!, wołali" - to cytat z jednego z RCKL-owych felietonów Andrzej Bieńkowskiego, w którym czytać możemy o szczegółach dzieciństwa na wsi, które dotyczyło tych ze smykałką do muzyki.
Andrzej Bieńkowski przedstawia "Pięciu od Bogusza"
Oprócz tematyki dziecięcej, prof. Bieńkowski opisuje rzadko eksponowaną sytuację kobiet muzykantek, trudne relacje na linii wieś-miasto (ale także wieś-wieś czy miasto-miasto), podejście do instrumentów oraz to, jak zajmowanie się muzyką wpisywało się w charakter wiejskiego życia. "Tak mi przykro i wstyd, że nasza muzyka ludowa jest taka prostacka i niemelodyjna, co innego na przykład włoska czy hiszpańska, pełna uroku i melodii. - I drugi głos, facet około pięćdziesiątki, czerwony ze złości aż kipi: - Jak pan może w ogóle pokazywać takich skrzypków! Oni nawet nie potrafią nastroić skrzypiec! Ja gram na akordeonie w kapeli ludowej i wstyd mi za takich pseudomuzyków" - pisał w kolejnym tekście prof. Bieńkowski, pokazując, jak nadal patrzy się czasem na muzykę ludową.
"O tym, że to ryzykowne, przekonałem się już na początku projektu. (...) Ale opłaciło się" - ocenia, zapowiadając także publikację swojej najnowszej (po "Ostatnich wiejskich muzykantach" i "Sprzedanej muzyce") książki.
Felietony prof. Andrzeja Bieńkowskiego
Muzyka dzieci
Losy basów
Badania terenowe
Kobiety w świecie muzyki
Tokio i Łódź - wspólna sprawa
Pierwszy harmonista
Ukryte znaczenia kołysanek
Śpiewy z Czarnobyla
Stradiwariusy
Orkiestra symfoniczna ze wsi Sokolniki Mokre
Lata 80. XX wieku okiem etnografa
***
Tytuł audycji: Źródła
Prowadził: Adam Strug
Gość: prof. Andrzej Bieńkowski (malarz, etnograf, pisarz)
Data emisji: 30.01.2020
Godzina emisji: 15.15
at/pg