Wizyta na Orawie i spotkanie z Grupą Śpiewaczą Zespołu OwCoK z Jabłonki
Choć zdawać by się mogło, że Orawa pozostaje w cieniu Podhala, nie przeszkadza to jej mieszkańcom w kultywowaniu własnych tradycji. Przewazająca część Orawy wchodzi obecnie w obszar Słowacji, natomiast jej część północno-wschodnia należy do Polski. Nazwa regionu wzięła się od przepływającej przezeń rzeki Orawy. Historia Orawy związana jest nierozerwalnie z historią Węgier i Polski, a jej echa słychać do dziś w melodiach orawskich czardaszy.
W orawskiej Jabłonce – niepisanej stolicy regionu w Polsce – spotykamy się z zespołem OwCoK. Grupa łączy młodszych (także dzieci) i starszych członków kultywujących muzyczne – śpiewacze, instrumentalne, taneczne – tradycje regionu.
- Jesteśmy zlepkiem osób, które mają wspólną pasję. Są tu też osoby, które dopiero w dorosłym życiu dołączyły do jakiegokolwiek zespołu – mówiła jedna z członkiń.
Reprezentujące śpiewaczą część zespołu rozmówczynie Aleksandry Stec tłumaczyły dlaczego ich stroje są zróżnicowane:
- Wszystkie baby zawse chciały być inne, najpiękniejse. I tak jest i u nas: ta ma farbanice w kwiatki, ta ma prosto, cy te katanki. A starse mężatki mają se już cepce na głowie i smatki. Tak się wyróżniamy w grupie.
- Stroje mamy odwzorowane ze zdjęć Eugeniusa Sterculi, z 1920 roku i wcześniejszych. To są stroje z dawien dawna, ale będące drugimi strojami orawskimi – dodaje jedna ze śpiewaczek. – Ja w ogóle nie lubię mówić „stroje”. My się „odziwamy” to jest odzienie nase. Pierwszymi strojami były stroje białe. Orawa słynęła z uprawy lnu, a Orawianie sami robili materiały i sami szyli wszystkie suknie. Potem, na Słowacji powstało wiele „farbianic” i pojawiła się moda na stroje kolorowe.
Członkinie zespołu OwCoK i Aleksandra Stec za kulisami sceny OFKiŚL
Opowieści Andrzeja Haniaczyka
Andrzej Haniaczyk obchodziłby w tym roku 100 lat. Był to zasłużony propagator kultury górali orawskich, spiskich i podhalańskich, śpiewaka i tancerz, budowniczy instrumentów, a także nauczyciel, założyciel i wieloletni kierownik artystycznego zespołu Małe Podhale. Słuchaliśmy archiwalnej rozmowy Anny Boruckiej-Szotkowskiej z Andrzejem Haniaczykiem.
- Przepiękne wspomnienia mam zwłaszcza z Maruszyny Górnej. I wiele stamtąd wyniosłem. Przede wszystkim poznałem, choć może niedokładnie, taniec góralski: ozwodne, krzesane. Wczesniej wydawało mi się, że to jedno i to samo, tuptanie, krzesanie. Tam poznałem trzęsany po dwa i po cztery… Trochę tam też prowadziłem śpiewu, śpiewu dziewcząt, religijnego. Pamiętam, że nawet na glosy próbowałem uczyć. Byłem tam pięć lat. W 1952 r. przeniesiono mnie służbowo do Jabłonki na Orawie. Zawsze chciałem pracować na Spiszu albo na Orawie. To było takie miejsce, w którym jeszcze wrzało między Polską a Słowacją. Tam zaczynałem od początku. Poznawałem zwyczaje orawskie, muzykę, śpiew. Poszedłem do zespołu, prowadzonego przez panią Marię Buchdan. Potem założyłem taki dziecięcy zespół przy szkole. Sam należałem do dorosłego, a prowadziłem dziecięcy. Zaczynałem od śpiewu. Do dziś prowadzę. Do zespołu przychodzą już prawnuki pierwszych dzieci! Na początku były pieśni, później doszły tańce – opowiadał Andrzej Haniaczyk. – Zespół prowadzony przez panią Buchdan miał tylko czardasza orawskiego i polkę. Ale ja zacząłem grzebać, szukać i znalazłem wiele kolejnych. Pamiętam, jak na zebraniu, przed rodzicami, pokazywaliśmy z dziećmi, czego się nauczyły. Pamiętam jak dziś, taka babulka Karolina Pilch, z sześćdziesiąt parę lat miała. Dzieci aczynają tańczyć koteczkę, a babka Pilch dźwiga rękę w górę i mówi: „o, kierowniku, to nie takie kroki!”. Babka wychodzi na środek, zrzuca kapce, kładzie koło pieca i na tę melodię, którą nuciły dzieci, przeleciała pięknym drobniutkim kroczkiem i powiada: „widzicie? To takie były kroczki!”.
Zaprosiliśmy także na targi WOMEX w Manchesterze (start już 25 października).
***
Tytuł audycji: Źródła
Prowadziła: Aleksandra Stec
Data emisji: 14.10.2024
Godzina emisji: 12.00