Kłamstwo jako krzywda wyrządzona kłamiącemu
Na tarasie uniwersyteckiego ośrodka wczasowego asystent Jarosław Kruszyński (w tej roli Piotr Garlicki) i docent Jakub Szelestowski (Zbigniew Zapasiewicz) prowadzą rozmowę na temat postawy względem pewnej sprawy toczącej się w łonie środowiska naukowego. Obaj są lingwistami opiekującymi się studentami na letnim obozie językoznawczych kół naukowych.
"Struktura kryształu". Pierwszy moralitet Zanussiego
W sielankowych, wakacyjnych okolicznościach, wśród lasów i jezior, w przerwach między spotkaniami z młodzieżą obaj naukowcy zawzięcie dyskutują, a właściwie prowadzą walkę. Od początku jest jasne, że to pojedynek postaw moralnych. Młody asystent Kruszyński to idealista, uważający, że prawda i szlachetne czyny mogą obronić się same, jego starszy kolega Szelestowski to pozbawiony złudzeń cynik, który nie ma zamiaru zmieniać otaczającej go rzeczywistości, mimo że niemal w całości zbudowana jest na kłamstwie.
– Postępuję tak, jak postępuję dlatego, że jest mi z tym wygodnie – mówi docent Szelestowski. – Teraz pan powinien spostrzec, że jestem cyniczny.
– To oczywiste – odpowiada Kruszyński.
– Brawo! – ironizuje Szelestowski. – Niech mi pan powie, co w tym złego?
– To zależy: czy dla pana, czy dla innych...
– Załóżmy, że dla mnie. Jak wynika z poprzedniego twierdzenia, bliźni specjalnie mnie nie obchodzą, tak?
Goszcząc w 2013 roku w audycji Anny Fuksiewicz, Krzysztof Zanussi stwierdził, że "kłamstwo zawsze szkodzi temu, który kłamie".
– Każde sprzeniewierzenie się swoim ideałom jest jakąś stratą. Człowiek od tego staje się ułomny. To, w domyśle, powiedział bohater "Barw ochronnych". To szkodziło mojemu docentowi – powiedział. – Dlatego w "Rewizycie", którą zrobiłem na swoje 70-lecie, dopisałem mu dalszą biografię. Zbyszek Zapasiewicz zdążył jeszcze zagrać tego samego docenta Jakuba, już jako emerytowanego profesora – przypomniał reżyser.
05:17 krzysztof zanussi o barwach ochronnych 2013.mp3 Krzysztof Zanussi rozmawia z Anną Fuksiewicz o bohaterze "Barw ochronnych" (PR, 10.07.2013)
– Chciałem powiedzieć: tacy ludzie jak on, tak strasznie cyniczni, w pewnym momencie powiedzieli "basta, ja tego więcej nie zniosę". To oni czasem byli pierwszymi na barykadach, zwalczającymi ten ustrój, bo uważali, że tego nie da się już tolerować. Myślę, że obdarzyłem tę postać jakimś elementem żywego sumienia i że cała jego gorycz podszyta jest tęsknotą za przyzwoitym zachowaniem i prawdą, której sam się wyrzekł – mówił Krzysztof Zanussi.
Rozmowa dwóch dżentelmenów i jednej kamery
Zbigniew Zapasiewicz. Jego diagnoza współczesnego świata jest aktualna
– Gdy Krzysztof opowiedział mi o tym filmie, zdałem sobie sprawę, że to wspaniały temat, ale od razu zauważyłem pewien problem – wspominał w 1978 roku operator Edward Kłosiński, autor zdjęć do "Barw ochronnych". – Problem polegał na tym, że w tym filmie po prostu dwóch panów rozmawia ze sobą. Niby można postawić kamerę i posadzić dwóch panów w fotelach, żeby rozmawiali, i chyba byłoby to na tyle interesujące, że zajęłoby widza. Niemniej przez dwa dni potwornie szamotaliśmy się, próbując wybrać sposób filmowania – mówił.
02:24 Operator Edward Kłosiński o Barwach ochronnych i Spirali 1978.mp3 Operator Edward Kłosiński o pracy na planie filmów Krzysztofa Zanussiego "Barwy ochronne" i "Spirala" (PR, 28.02.1978)
Wreszcie obaj artyści zgodzili się na coś, co Zanussi nazwał "metodą perypatetyczną". – Wziąłem kamerę na ramię, zacząłem oglądać scenę i powiedziałem: chodźcie, jak chcecie, ja coś z tego spróbuję wybrać – opowiadał Kłosiński. – I zobaczyłem to, co teraz widać na ekranie: dwóch dżentelmenów chodzi po jakimś lesie i coś sobie opowiadają, a ja wykonuję dziwne ruchy kamerą wokół nich, podchodzę blisko, krążę dokoła. Trochę ich to peszyło, bo nie byli przyzwyczajeni do czegoś takiego. W pewnym sensie wkroczyłem między nich jako trzecia osoba – dodał.
Gdańsk 1977. Zanussi nie wsiada do samolotu
Swego rodzaju przedłużeniem pojedynku, który w "Barwach ochronnych" toczył docent z asystentem, stało się starcie Krzysztofa Zanussiego z odpowiedzialnym za kinematografię wiceministrem kultury Januszem Wilhelmim. Polityk zamierzał wykorzystać film instrumentalnie w wojnie z Andrzejem Wajdą, który w tym samym czasie ukończył swojego "Człowieka z marmuru". Wskutek nacisków Wilhelmiego jury Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdańsku we wrześniu 1977 roku przyznało główną nagrodę właśnie "Barwom ochronnym".
Andrzej Wajda. Osiem filmów (i jeden spektakl), które warto zobaczyć jeszcze raz
O "Człowieku z marmuru" nie można wówczas było nawet napisać dobrej recenzji. Przeciwstawiając się odgórnym zaleceniom, zamanifestowano solidarność z Wajdą, przyznając mu Nagrodę Jury Dziennikarzy. Zanussi swoje wsparcie wyraził już wcześniej, wplatając do scenografii "Barw ochronnych" znaczący szczegół: posąg Mateusza Birkuta. Rekwizyt znalazł się na planie filmowym wskutek zbiegu okoliczności - zaledwie kilka tygodni wcześniej Wajda kręcił tu swoje legendarne dzieło. Operatorem obu filmów był zresztą Edward Kłosiński.
Następnym krokiem Zanussiego w potyczce z Wilhelmim była próba uniknięcia przyjęcia gdańskiej nagrody. Reżyser zaszył się w Krakowie, by kręcić tam film dokumentalny. Janusz Wilhelmi nie dawał za wygraną i wysłał po Zanussiego rządowy samolot. Twórca w zmowie z pilotem zaaranżował fałszywą awarię samolotu i w ten sposób łatwo mógł wytłumaczyć się przed wiceministrem ze swej nieobecności na finałowej ceremonii festiwalu.
Co ciekawe, Janusz Wilhelmi, z jednej strony bezwzględny aparatczyk, a z drugiej wyrafinowany intelektualista, ma wiele wspólnego z filmowym docentem Szelestowskim. W książce "Z głowy" Janusz Głowacki tak streszcza charakter polityka: "diaboliczna inteligencja i absolutny cynizm". Obsesją Wilhelmiego było zniszczenie Wajdy, dlatego w czasach, gdy miał pełnię władzy nad filmem w PRL, torpedował wszystkie przedsięwzięcia Zespołu Filmowego "X".
Nie wiadomo, jakie szkody polityk mógłby jeszcze wyrządzić polskiej kulturze, gdyby nie zrządzenie losu: w marcu 1978 roku Janusz Wilhelmi zginął w katastrofie lotniczej. I podczas gdy jego działalność szczęśliwie została w większości zapomniana, postać docenta w mistrzowski sposób zagrana przez Zbigniewa Zapasiewicza wciąż żyje w filmie, który zachwyca kinomanów nawet z tych pokoleń, które nie przeżyły w komunizmie ani jednego dnia.
mc