Wybitny talent. On nie gra na gitarze, on ją skłania do śpiewu, do opowieści. Tu w dodatku językiem, który dziś w Polsce brzmi może egzotycznie, ale przecież stamtąd przyszliśmy – Jarosław Szubrycht, krytyk muzyczny o Raphaelu Rogińskim
Autorem albumu jest Raphael Rogiński, polski gitarzysta, kompozytor i muzykolog, od lat działający pod własnym nazwiskiem, ale też w takich zespołach jak Shofar, Hizbut Jámm, Cukunft czy Wovoka. Z muzyką ludową związany od dawna, sięgający między innymi do źródeł afrykańskich, ale też polskich – tak jak podczas współpracy z kurpiowską śpiewaczką Genowefą Lenarcik, współpracy która zaowocowała płytą Żywizna, również zwyciężczynią konkursu na Folkowy Fonogram w roku 2016.
Wspólnie z Raphaelem Rogińskim przyglądamy się doświadczeniom, które złożyły się na płytę Talán. Rozmawiamy o wielokulturowej i fascynującej Odessie, zastanawiamy się, jakie emocje towarzyszą patrzeniu w Morze Czarne, spoglądamy na dawne cywilizacje i wierzenia. Badamy, jak dźwięk może oddać potęgę i spokój, ale też lekkość i zmiennokształtność wody. O szukaniu poezji w patykach i muszlach wyrzuconych na brzeg oraz o cierpliwości, której uczy długi proces twórczy – o tym też słuchamy w Muzycznych Spotkaniach.
W poszukiwaniu własnej starożytności
- To jest taki soundtrack współczesnego człowieka. I trochę folk dla tego współczesnego człowieka – mówi o muzyce z albumu Talán Raphael Rogiński. – To moja interpretacja, impresja na temat podróży wokół Morza Czarnego. Bo to nie tylko Odessa. Odessa była moją „bazą” przez bardzo długi czas. Tam wielokrotnie po prostu ładowałem baterie i inspirowałem się w tej niesamowitej bramie do Mistycyzmu Wschodu. To miasto wolności, ludzi którzy chcieli być trochę na uboczu. Trzeba pamiętać, że to miasto było w którymś momencie oddzielone od wszystkiego. To też miejsce miksu kulturowego, który jest tak niesamowity chyba nad całym Morzem Czarnym. Czuję to do dzisiaj.
Odessa nie wzięła się w życiu Raphaela Rogińskiego przypadkiem. Jego rodzinne korzenie sięgają właśnie tamtych rejonów. Część rodziny była związana z Tatarami Krymskimi i Uzbekami. Jak wskazuje muzyk, to długa – i nieco zagmatwana – legenda rodzinna, którą zgłębiał długi czas, a której finał zjednał się w czasie z wydaniem płyty Talán.
Ten niekiedy miarowy rock (!), to przede wszystkim medytacja... z echami innych światów, jakby dźwięki i melodie przemierzały morza, żeby do dotrzeć do artysty – Lopa Kothari, dziennikarka muzyczna BBC o albumie Talán
Rogiński podkreśla, że warto pamiętać o kolebce wielokulturowości Europy Wschodniej – wywodzi się ona właśnie znad basenu Morza Czarnego. Ta wielokulturowość buzuje w naszych żyłach i skłania do „bycia w ciekawości i dążenia do spotkania z innymi kulturami”. Artysta przemierzał te przestrzenie i oddawał się im. Część utworów pisał „na kolanie” w otoczeniu natury jednego z parków narodowych na pograniczu Turcji i Bułgarii. „To miejsce, w którym wciąż unosi się antyczna mistyka, a niektórzy wciąż wyznają kult słońca!”, wskazuje Raphael Rogiński. Według autora Talán, to właśnie tu ludy (m.in.) wschodniosłowiańskie powinny upatrywać się swojego dziedzictwa.
- Powinniśmy do tego wrócić i być z tego dumni. Mamy po prostu swoją starożytność. To jest piękne! I nie jest to starożytność, która jest nam wymawiana. Mamy swoje, bardziej skomplikowane, bardziej egzotyczne, korzenie niż nam się wydaje!
Porzuć ego i wejdź do własnej świątyni
Ta nostalgia za tą starożytnością, głębokie zanurzenie w wielokulturowość przemawia przez najnowszy album Rogińskiego.
- Na płycie nie usłyszymy bezpośredniego odwołania do żadnego folku, a z drugiej strony usłyszymy tam wszystko. Bo tam to jest. Dlatego, że to jest też istotne, żeby wyłączyć ego i zacząć słyszeć. W tej muzyce chciałem nawiązać do pewnego rodzaju innego niż linearny pojęcia czasu, przemijania. Bardziej sufickiego. Do tradycji Aszyków, trubadurów, którzy był „twardym dyskiem kultury”. Oni opowiadali śmieszne historie, czasem historie jakiegoś plemienia. Ale druga strona sufich była transowa, mistyczna. Wiązała ludzi z tą wewnętrzną świątynią. To jest to, o co mi też chodzi w muzyce podkreśla artysta. – Też o to chodziło, w ten sposób możemy właśnie zrozumieć, z czego jesteśmy zbudowani, swoje potrzeby i przede wszystkim – miłość do świata.
Talán jak morze
Niewątpliwym tropem do pełniejszego odczuwania płyty jest morze. Nie tylko jako to, konkretne Morze Czarne z jego historiami i wielością kultur, które wokół niego się zrodziły. To też woda jako materia – zmiennokształtna, jako siła – niekiedy spokojna i kojąca, innym razem wzburzona. Ta woda, to morze gra w samej warstwie muzycznej: dźwiękach, manipulacjach brzmieniem, z których Rogiński korzysta na płycie.
- Oczywiście to jest kontemplacja wody. Ale ja zawsze siebie porównuję do tego, mniej wyrafinowanego, elementu morza. Jestem w tych resztkach – tych muszlach, kijach, które są pięknie wyszlifowane. To są szlachetne resztki – mówi z uśmiechem Rogiński. – Uwielbiam chodzić brzegiem i znajdywać właśnie takie elementy. Wiem, że moja pokraczna organiczność, fakt, że te dźwięki są takie toporne momentami, a z drugiej strony szukam w tym poezji, to są właśnie te kijki, które wpadają do morza. Często oberwane, połamane, a nagle wchodzą z morza jako opływowe kształty. To jest życie brzegu.
Raphael Rogiński i Hanna Szczęśniak
***
Tytuł audycji: Muzyczne spotkania
Prowadziła: Hanna Szczęśniak
Data emisji: 19.04.2024
Godzina emisji: 23.05