Nie lubi udzielać wywiadów i mówić o sobie. Przyznaje, że rzadko słyszy komplementy, stara się nie brylować w towarzystwie, nie urzeka jej "magia czerwonego dywanu", ani blichtr i światła ramp. - Niespecjalnie to lubię, bo mam wrażenie, że to co robię, gdy nie ma wokół mnie kamer, i tak przysparza mi wielu atrakcji. Nie potrzebuję ich więcej - mówi Grochowska. - Raz na jakiś czas pojawiają się fajne festiwale filmowe i się tam pojawiam, ale muszę przyznać, że na żywo wyglądają one dużo gorzej niż na zdjęciach, które potem pojawiają się w prasie. Wszystko odbywa się zupełnie inaczej, niż można by sądzić.
Grochowska urodziła się 31 grudnia, więc zbliżający się Sylwester i przełom lat, to dla niej wydarzenie podwójnie wyjątkowe. Aktorka przyznaje jednak, że nie robi bilansu zysków i strat, stara się nie oceniać mijającego roku. Ostatnie 365 dni postanowiła jednak poświęcić głownie rodzinie, która całkiem niedawno się powiększyła. - To był pierwszy rok z moim synem, ale próbowałam wrócić do pracy - mówi gość "Ex Magazine". - Zagrałam więc u Krzysztofa Zanussiego w filmie "Obce ciało", a potem w amerykańskim "Child 44". Mam tam niewiele scen, ale sądzę, że nie da się ich wyciąć - dodaje ze śmiechem.
Agnieszka Grochowska w Czwórce
Jak przyznaje aktorka, praca na amerykańskim planie filmowym bardzo różni się od tej przy polskich produkcjach. - Tam jest inny system. Każdy ma swoją przyczepę, a aktorzy nie poruszają się po terenie samodzielnie, tylko ludzi, którzy towarzyszą im aż przed kamery. Miałam wrażenie, że to za duże ubezwłasnowolnienie - opowiada Grochowska. - Wolałabym móc samodzielnie zrobić sobie kawę, nie być cały czas pod kontrolą. Większy budżet, który jest do dyspozycji sprawia, że zamiast dziesięciu scen, dziennie nagrywa się jedną.
Grochowska ceni talent wielu kolegów po fachu. Jej zdaniem sekretem dobrego aktorstwa jest umiejętność uwierzenia na chwilę, że jest się kimś innym.
(kd)