Ich kariera rozpoczęła się w 1955 roku. Z czasem stali się symbolem muzyki mento - gatunku rdzennie jamajskiego, który uważa się za prekursora ska oraz reggae. - Przez pierwszych 10 lat graliśmy non stop i rzeczywiście byliśmy prawdziwymi pionierami - przyznaje w rozmowie z Makenem w "DJ Paśmie" wokalista zespołu Albert Minott. - Nie było wtedy jeszcze sound systemów, reggae powoli się rodziło, więc dla nas był to czas rozwoju i wielkiej popularyzacji mento.
Minott wspomniał kiedyś w wywiadzie dla brytyjskiej prasy, że gatunek narodził się jeszcze w latach 20. XX w. na terenach wiejskich, a jego protoplastami byli niewolnicy. Odrobinę może się to kłócić z przekazem mento, w którym najwięcej jest wątków hedonistycznych. - Wynikało to z tego, że w tamtych czasach niewolnicy musieli naprawdę bardzo ciężko i dużo pracować. Wieczorem, gdy słońce nie było już tak intensywne, gromadzili się, by wspólnie tańczyć, śpiewać, radować się. Pomagało im to łatwiej przeżyć kolejne dni. Praca w ciągu dnia, by radować się wieczorami - to mento - tłumaczy muzyk The Jolly Boys.
Minott zaznacza, że mento wyprzedziło wiele innych, popularniejszych gatunków muzycznych. - Podczas koncertów w Polsce głośno przypomniny o tym, że byliśmy i graliśmy zanim było reggae, blues, czy jazz. Jeśli grałeś mento, było w tym już trochę jazzu. To gatunek, który jest matką całej muzyki, którą dziś znasz! - akcentuje.
Czerwcowe koncerty w Szczecinie i w Warszawie będą pierwszymi występami The Jolly Boys w naszym kraju. Status grupy często porównuje się do Buena Vista Social Club. Minott nie ma nic przeciwko takim porównaniom. - Bardzo ich szanujemy, bo grają korzenną, prawdziwą muzykę, tak jak i my. Trzeba mieć dużo respektu dla wszystkich twórców, którzy konsekwentnie idą swoją drogą. Wydaje mi się jednak, że na ten moment nasz status przerósł ich pozycję, ludzie docenili w końcu wkład mento w rozwój światowej muzyki. Z tym większą radością w końcu pokażemy naszą twórczość w Polsce! - kończy muzyk.
(ac/kd)