– Złapałem się na tym, że ludzie wiedzą o moim życiu więcej niż ja sam. Na przykład ile lat siedziałem w więzieniu i za co... Trzeba więc było wszystko poukładać – kpił Bohdan Smoleń. Opowiedział o sobie dziennikarce Annie Karolinie Kłys i tak powstała książka "Niestety, wszyscy się znamy".
Jak mówiła autorka, tytuł to cytat z wypowiedzi Smolenia, który twierdził, że sceniczna popularność nie jest zbyt wiele warta, nie daje tego, co prawdziwa przyjaźni, rodzina. – A ja nie lubię, jak mnie poklepują – wtrącił artysta. Gwiazdor kabaretu "Tey" przyznał, że książka jest też jego rozliczeniem z przeszłością. – Musiałem wyrzucić z siebie to, co się nazbierało...
Opowieść zaczyna się w dzieciństwie Bohdana Smolenia. Czytelnicy dowiedzą się o jego węgierskich korzeniach, ciotkach, silnych i dobrych kobietach, które kochały swoich mężów lekkoduchów. I o mamie, sparaliżowanej, ale nieuleczalnej optymistce.
– Opowieść o psie antyklerykale, który uczęszczał do kościoła, wciąż rozbawia mnie do łez, choć sama ją przecież spisywałam – opowiadała Kłys.
Oczywiście w biografii Bohdana Smolenia nie mogło zabraknąć wspomnień o kabaretowym światku w czasach PRL, gdy teksty wymagały zatwierdzenia cenzorów, występy – zgody władz, a pensję ustalała Estrada. Opowieści o przygodach Smolenia z kabaretami "Pod Budą" i "Tey" oraz o tym, jak naprawdę układały się jego stosunki z Zenonem Laskowikiem, poprzeplatano fragmentami najbardziej znanych i lubianych przez publiczność skeczy kabaretowych.
– Nie omijaliśmy też tych najbardziej tragicznych, bolesnych spraw – mówili zgodnie autorka i bohater książki. Chodzi o samobójczą śmierć żony i syna artysty.
Smoleń stwierdził, że był w tej opowieści zupełnie szczery i tylko – jak na kabareciarza przystało – wiedział, kiedy lepiej czegoś nie dopowiedzieć.
(lu)