W listopadzie ukazała się najnowsza książka Wojciecha Przylipiaka "Kelnerki, barmani, wodzireje. Jak obsługiwaliśmy klienta w PRL". Można się dowiedzieć z niej jak wyglądał świat gastronomiczny w czasach poprzedniego ustroju w Polsce.
30:52 CZWORKA Popołudniówa 2024_11_18-15-16-07.mp3 Wojciech Przylipiak opowiedział o swojej książce "Kelnerki, barmani, wodzireje. Jak obsługiwaliśmy klienta w PRL" (Popołudniówa/Czwórka)
- PRL nie był czarno-biały i nie była także szary. Pamiętajmy, że PRL to nie tylko, niewątpliwie trudne lata 80., ale też kolorowe lata 70. i 60. pełne big beatu, jazzu i knajpianego życia. Ta książka nie jest oczywiście o mnie, odbyłem wiele rozmów z ludźmi z "drugiej strony lady" i z zaplecza gastronomicznego, którzy opowiedzieli mi jak się kiedyś obsługiwało klientów - mówi pisarz.
Kategorie lokali
Oczywiście lokal lokalowi nie równy i tak też było w PRL-u. Żeby rozróżnić drogie lokale, od tych tańszych istniał pewien system. - Było kilka kategorii lokali, kategoria S, czyli najlepsze restauracje, potem kategoria pierwsza, druga i trzecia. Należało spełnić odpowiednie warunki, żeby do danej kategorii należeć, co wiązało się z cenami, czyli im niższa kategoria tym tańsze, mniej wyrafinowane dania - opowiada autor.
Zobacz też:
Kategoria S i pierwsza kategoria
Najbardziej ekskluzywne lokale, w których szampan kosztował tyle co miesięczna pensja niektórych ludzi miały swoją specyfikę. - Lokale kategorii S i pierwszej kategorii, do których należała np. Restauracja Kongresowa w Pałacu Kultury, różniły się nie tylko daniami, ale również rozrywką, bo zdążały się pokazy variétés albo striptizu - tłumaczy gość Czwórki.
Budki z piwem
- W lokalach najniższej kategorii, czyli tzw. mordownie, przebywali głównie panowie spożywający alkohol, działy się tam różne nielegalne aktywności i często interweniowała milicja. Do tej kategorii można zaliczyć słynne budki z piwem. Ludzie spożywali w tamtym okresie bardzo duże ilości alkoholu, co bardzo dobrze było widać właśnie po tych budkach. Zdarzały się tam przekąski, jak np. kiełbasa, a czasami nawet… czekoladę dla dziecka - mówi ekspert.
Bary mleczne
Najbardziej znanym symbolem gastronomii tamtych czasów w Polsce są niewątpliwie bary mleczne. - Powstawały jak zaczęto przejmować prywatne biznesy. Zazwyczaj nie miały nazw, tylko numery. Potem dostawały jakieś proste nazwy, związane z miejscem gdzie stały. Część z nich istnieje do dzisiaj, większość jest odnowiony, ale ostały się takie okazy jak bar "Sady" na warszawskim Żoliborzu, który nadal wygląda bardzo podobnie jak sprzed laty. Do mojej książki prowadziłem wywiad z panią, która tam pracuje - opowiada Wojciech Przylipiak. - Otwierali te bary, żeby ludzie się zdrowiej odżywili. Na samym początku prawie nie podawano w nich mięsa, tylko dania mączne i jajeczne, czyli makarony, kopytka, albo zupy mleczne - dodaje.
***
Tytuł audycji: Popołudniówa
Prowadzący: Kamil Jasieński
Gość: Wojciech Przylipiak
Data emisji: 18.11.2024
Godzina emisji: 15.14
gV