Na niespełna rok przed rozpoczęciem piłkarskich mistrzostw Europy reprezentacja Polski zmierzyła się z Francją w rozegranym w Warszawie meczu towarzyskim. Choć w składzie rywali zabrakło kilku gwiazd, m.in. Francka Ribery'ego czy Samira Nasriego, a Karim Benzema i Florent Malouda rozpoczęli na ławce rezerwowych, to czwartkowe spotkanie było bez wątpienia najpoważniejszym sprawdzianem formy od ubiegłorocznego spotkania z Hiszpanią (0:6).
Niestety Polakom animuszu starczyło na 10 minut, a osłabiła go pechowo stracona bramka. W 12. minucie Charles N'Zogbia wbiegł w pole karne, a piłkę po jego strzale głową do własnej bramki, myląc interweniującego Wojciecha Szczęsnego, skierował Tomasz Jodłowiec. Podopieczni Smuda niby starali się atakować, jednak uważni w defensywie Francuzi nie mieli większych problemów z rozbijaniem ataków biało-czerwonych.
Po przerwie obraz gry pozostał bez zmian. Goście starali się kontrolować przebieg gry. Polaków stać było na pojedyncze zrywy, ale poważniej zagrozić bramce strzeżonej przez Cedrica Carrasso długo nie byli w stanie. Najbliżej szczęścia był w 63. minucie Robert Lewandowski, którego strzał z linii pola karnego był minimalnie niecelny. W odpowiedzi Szczęsnego ponownie chciał zaskoczyć N'Zogbia, ale bramkarz Arsenalu Londyn był na posterunku. Podobnie, jak w sytuacji sam na sam z Guillaume Hoarau. W ostatnich 20 minutach Polacy wykrzesali ostatnie pokłady sił i ambicji, co zaowocowało kilkoma spięciami we francuskim polu karnym. Strzelali z dystansu Mierzejewski i Błaszczykowski, a po uderzeniu głową Lewandowskiego piłkę z linii bramkowej wybił jeden z obrońców.
Polacy po raz kolejny zawiedli i pokazali, że na niespełna rok przed EURO naszym największym problemem nie są drogi, czy opóźnienia w budowie stadionów, a forma sportowa. Swoją drogą po raz kolejny nie popisał się Polski Związek Piłki Nożnej, z osobą odpowiedzialną za negocjacje warunków meczów towarzyskich na czele. Wprawdzie na papierze podopieczni Franciszka Smudy mieli w ostatnich dniach możliwość sprawdzenia się na tle czołowych reprezentacji świata, jednak w praktyce graliśmy przeciwko zlepkom piłkarzy, którzy w oficjalnym meczu nigdy nie wystąpiliby w podobnym składzie. Czy naprawdę Polskiego Związku Piłki Nożnej nie stać na wyłożenie kilkuset tysięcy euro, które przy odpowiednio skonstruowanej umowie zapewniłoby Polakom grę przeciwko pierwszym drużynom Francji, czy Argentyny ze wszystkimi największymi gwiazdami w składzie?
Marek Dziadukiewicz