- Nie zdarza się często, aby rząd centralny łatwo poddawał pod referendum tak ważną decyzję, jak odłączenie się dużej części kraju od macierzy. Londyn wymyślił konsensus ze Szkocją, polegający na tym, aby obywatele sami zadecydowali o swojej przyszłości - mówi Adam Tecław, redaktor naczelny portalu StosunkiMiędzynarodowe.pl i dodaje: - Myślę, że jest to po części konsekwencja doświadczeń z Irlandii Północnej.
Gość Czwórki poinformował, że ostatnie sondaże pokazują około 40% zwolenników i ich liczba wzrasta. Do ostatniego dnia będzie się ważyło, czy ilość wzrośnie do 51%. Na chwilę obecną trwają kampanie. Z jednej strony rządu centralnego w Londynie pod tytułem "Better together", czyli "Lepiej razem", a z drugiej Alex Salmond, premier rządu Szkocji, przekonuje, że to jest jedyny moment, aby jego kraj stał się w pełni niezależnym, suwerennym państwem.
Czytaj także: Czy grozi nam "rozbicie dzielnicowe"?<<<
Według eksperta, jeśli 18. września Szkocja odłączy się od Wielkiej Brytanii, to na Szkotów czekać będzie wiele problemów natury administracyjnej. - Oczywiście Londyn uzna to referendum jako wiążące, ponieważ je dopuścił. Rozpocznie się procedura uznania państwa na arenie międzynarodowej i Szkocja stanie się podmiotem prawa międzynarodowego. Ponadto stanie się krajem, który będzie musiał dołączyć do światowych organizacji, na przykład ONZ oraz stworzyć swoje konsulaty - wyjaśnia Adam Tecław. - W wymiarze lokalnym to jest mnóstwo drobnych rzeczy, które trzeba załatwić. Takie wydarzenie musi być poprzedzone bardzo wnikliwą pracą przygotowawczą.
Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy z audycji "4 do 4".
bc/kul