"Made in China" to napis, który często znajdujemy na metkach, nabywanych przez nas ubrań. Zwykle znajdują się tam również informacje, z czego dana rzecz jest wykonana czy to, w jakiej temperaturze należy ją prać. Ale firmy, które wystarają się o przyznanie certyfikatu międzynarodowej organizacji Fairtrade International mogą na swoich metkach zamieszczać symbol, który przemyca jeszcze jeden istotny przekaz.
- Aby posiadać ten certyfikat producent musi szanować prawa pracownicze i prawa człowieka. Jeśli jest to fabryka w Afryce czy w Indiach, to ludzie tam zatrudnieni muszą mieć zagwarantowaną tzw. płacę minimalną, fabryka musi też spełniać warunki BHP, czy sanepidu - podkreśliła w Czwórce Magdalena Płonka, autorka pierwszego podręcznika o odpowiedzialnej modzie.
Czytaj także: Eko moda - chwilowy trend czy stała tendencja?
Ktoś zapyta, ale po co mi ta wiedza? Dość wspomnieć, że otrzymanie certyfikatu dla firmy nie jest łatwe. Kupując towar opatrzony takim znakiem, mamy pewność, że prawa ludzi, którzy go wyprodukowali są przestrzegane. Wzrost sprzedaży takich ubrań, ale też innych produktów opatrzonych symbolem "fair trade", zwiększa prawdopodobieństwo, że więcej firm będzie się ubiegać o to wyróżnienie. Zyskają ci, którzy znajdują się na końcu tego "gospodarczego łańcucha pokarmowego". Czyli kto?
- Bardzo często w ogromnych fabrykach, które produkują różne dobra, eksportowane potem na cały świat, nagminna jest przemoc wobec ludzi - w szczególności wobec kobiet. Tam bardzo często pracownicy są bici, pilnowani są przez uzbrojonych wartowników - obrazowała trudne warunki w meksykańskich fabrykach Magdalena Płonka. Podobnych miejsc na całym świecie jest wiele.
Więcej o odpowiedzialnej modzie możesz posłuchać w audycji "Mamy to".
(pkur/kd)