- Złodzieje wycinają katalizatory, często używając do tego specjalnych piłek, bądź palników gazowych - tłumaczy Dariusz Pieronkiewicz z ogólnopolskiego stowarzyszenia Kierowca.pl. - To nie jest operacja na kilka godzin. Sprawnemu złodziejowi cała czynność może zająć nawet 10 minut, zwłaszcza, jeśli złodziej jest wyspecjalizowany.
Kierowca zorientuje się, że "coś jest nie tak" dopiero po uruchomieniu silnika. - Usłyszy hałas, wydobywający się z układu wydechowego - mówi Pieronkiewicz. - Potem rzut oka pod podwozie wystarczy, by stwierdzić, że brakuje jednego z istotnych elementów tego układu.
Gorzej, jeśli jeden z elementów auta zostanie wymontowany w… serwisie samochodowym podczas naprawy, albo nawet zwykłego "przeglądu". - Nieuczciwy pracownik warsztatu może to zrobić. Wówczas usterka nie będzie wykrywalna od razu - mówi ekspert. - Najprawdopodobniej dopiero podczas obowiązkowej kontroli technicznej analizator spalin wykaże, że mieszanka, którą emituje nasz pojazd, nie spełnia norm.
Kradzione katalizatory wcale nie trafiają do innych samochodów. Najczęściej lądują w punktach skupu, a potem wywożone są np. do Rosji.
(kd)