Więcej o zamieszkach niż o sporcie mówi się w kontekście Brazylii już od roku. Sytuację przypomniała na antenie Czwórki Kinga Brudzińska, reprezentująca Polski Instytut Spraw Międzynarodowych. - Zeszłoroczne demonstracje przed Pucharem Konfederacji pokazały, że Brazylia się obudziła. Tam od 24 lat nie było żadnych protestów, społeczeństwo było uśpione, niezaangażowane. Tymczasem rok temu ponad milion osób wyległo na ulice i rozpoczął się prawdziwy bunt, który trwa do dziś - mówi gość. Brudzińska zaznacza jednak, że skala protestów nie będzie w najbliższym miesiącu aż tak duża i widoczna, ponieważ rząd jest na nią lepiej przygotowany.
Drugą istotną kwestią jest podzielenie się brazylijskiego społeczeństwa. Aż 48% osób uważa, że zeszłoroczne protesty nie przyniosły oczekiwanych rezultatów i negatywnie wpłynęły na wizerunek Brazylii. To mogło się zaś bezpośrednio przełożyć na zmniejszenie zainteresowania przyjazdem do Rio, Manaus czy Sao Paolo tysięcy potencjalnych kibiców, którzy przez kilka tygodni zostawiliby w kraju kawy grube miliony dolarów. - Odróżnić należy dwie sprawy. Brazylijczycy nie uważają, że nie ma powodu, aby się buntować. Sytuacja w kraju jest daleka od ideału. Natomiast prostesty z zeszłego roku nie miały przywódców, myśli przewodniej, żadnego pomysłu, przez co przerodziły się w niekontrolowane wybuchy przemocy i wandalizmu. Oni nie chcą powtórki z tego - zaznacza w "4 do 4" Brudzińska.
PRZECZYTAJ TEŻ: Mistrzostwa świata w otoczeniu faweli
Powodów do protestowania jest multum. Koszty budowy stadionów i potrzebnej mistrzostwom infrastruktury okazały się horrendalnie wysokie i znacznie przekroczyły pierwsze założenia. Zdaniem Brazylijczyków można było te pieniądze wykorzystać na potrzebniejsze i bardziej przydatne dla ogółu mieszkańców kwestie - edukację, pomoc najuboższym. - Warto pamiętać, że przy budowie obiektów potrzebnych piłkarzom wiele tysięcy osób zostały wysiedlonych. Ich mieszkania, często niezwykle prymitywne, ale zapewniające jednak dach nad głowa, zrównano po prostu z ziemią, nie dając nic w zamian. Podejście władzy było bardzo brutalne i zdecydowane - opowiada gość Czwórki. Nie brakuje głosów, że tak gigantyczne inwestycje przyczyniły się do rozwoju korupcji, której wskaźnik w Brazylii i tak od zawsze był wysoki. Siłą rzeczy to również wzbudziło liczne protesty.
Patrząc z boku na sytuację w Brazylii, rodzi się więc zasadnicze pytanie - czy tamtejsi mieszkańcy, szaleńczo przecież zakochani w piłce nożnej, w ogóle czekają na imprezę i będą aktywnie kibicować? Czy losy piłkarzy są im obojętne, a walka o zmazanie plamy sprzed 64 lat, gdy w finale mistrzostw świata Brazylia przegrała u siebie na słynnej Maracanie 1:2 z Urugwajem, nie jest w ogóle dla nich istotna? - Byłam tam niedawno i absolutnie nie mogłabym tak powiedzieć. Oni wciąż żyją piłką, to dla nich religia. Na czas mistrzostw zdecydowana większość osób rzuci wszystko i da się porwać tej futbolowej sambie - wieszczy Brudzińska.
Zapraszamy do wysłuchania całej audycji z cyklu "Wrześnie świata" w "4 do 4".
ac/pj