Zdjęcia z imprez, wnętrza mieszkań własnych i cudzych, negliż… Czy są granice pomiędzy tym, czego nie powinniśmy umieszczać w sieci, a tym, co można tam bezkarnie wrzucać?
Okazuje się, że umieszczenie w sieci z pozoru niewinnie wyglądających zdjęć może mieć bardzo poważne konsekwencje. Znany portal społecznościowy Facebook niemalże dosłownie "czyta" nasze rozmowy. Na wzór amerykańskiego giganta powstała zresztą aplikacja "Wiemy o Tobie Wszystko". – To aplikacja webowa, co oznacza, że działa nie w naszych komputerach, a w internecie – tłumaczy Maciej Gajewski Chip.pl. – Zbiera wszystko, co publikujemy na Facebooku i tworzy nasz profil, podsumowując dane o tym, co lubimy robić, gdzie się pojawiamy. Wszystko po to, by móc to sprzedać reklamodawcom.
Tymczasem, zdaniem Justyny Dzieduszyckiej z firmy wyszukującej w sieci dane z przeszłości, większość osób w ogóle nie zastanawia się nad tym, co umieszczane jest w sieci. Ślady po naszej działalności pozostają więc nie tylko w serwisach społecznościowych, ale także na forach, blogach i chatach. – Gdy podpisujemy się własnym nazwiskiem to, co wrzucamy do internetu zostaje tam na zawsze - tłumaczy Dzieduszycka.
Znany polski bloger "Kominek", który przecież regularnie publikuje w sieci swoje artykuły nie boi się jednak inwigilacji. – Nie umieszczam tam danych o swojej rodzinie, czy miejscu zamieszkania – mówi w Czwórce Tomasz Tomczyk. – Bardzo się pilnuję, by nie przekraczać tych granic.
Równie niebezpieczne jak to, co sami o sobie w sieci napiszemy, jest to, co napiszą o nas inni. – Ważny jest na przykład kontekst, w jakim pokazujemy się w sieci ze znajomymi – mówi Dzieduszycka.
Więcej o tym, jak internetowe aplikacje kolekcjonują informacje o Twoim życiu, kto i do czego wykorzystuje te dane, i o tym, jak się bronić, dowiesz się, słuchając całej rozmowy z gośćmi Krzysztofa Grzybowskiego w audycji "4 do 4".