– Miałem bardzo ciężkie życie w młodości – zapewnia Steffen Möller, autor biografii „Moja klasyczna paranoja”. Jak ubolewa gość „Stacji Kultura”, rówieśnicy nie rozumieli jego zamiłowania do muzyki poważnej. Nawet najbliższy przyjaciel, także miłośnik klasyki, nie przyznawał się do swej pasji otwarcie. – „Jestem ostatnim prawdziwym człowiekiem”, tak myślałem wtedy o sobie – wspomina Möller.
„Klasyka to piętno. Każdy dwudziestolatek słuchający klasyki uważany jest za rozpieszczonego wrażliwca, konserwatywnego wykształciucha, snobistycznego pedała, pięknoducha, maminsynka, wstrętnego kujona” – pisze w swojej książce Steffan Möller. Do swojej „klasycznej paranoi” Steffen Möller próbuje przekonać zwłaszcza własnego brata, Trymana.
– Do trzynastego roku życia byliśmy zgodni co do muzyki: słuchaliśmy Abby – zdradza. Potem, gdy Steffen przypadkowo natknął się na muzykę poważną, zaczął się nieustający spór z bratem na temat wyższości muzyki klasycznej nad rozrywkową.
Odbywały się gorące dysputy, co jest lepsze: Beethoven czy Cat Stevens, Haendel czy The Rolling Stones, Brahms czy Phil Collins. – Nie lubiłem muzyki rockowej, bo tam się cały czas śpiewa, a ja wolę, jak się tylko gra – przyznaje Steffen Möller
W swej książce gość „Stacji Kultura” próbuje udzielić odpowiedzi na pytanie, od czego tak naprawdę zależy nasz gust muzyczny. Jak twierdzi, nie wpływa na niego środowisko, rodzice, lekcje fortepianu, czy geny.
– Na pierwszy rzut oka to brzmi paradoksalnie, ale muzyka klasyczna jest mniej snobistyczna niż pop czy rock – przekonuje Steffan Möller. – Jak idziesz na koncert muzyki heavy metalowej, musisz założyć odpowiedni strój. Nie lubię tych panterkowatych legginsów na koncertach rockowych – puentuje.
Am