Chyba nie ma Polaka, który nie znałby porucznika Klossa. Gdy w telewizji puszczano "Stawkę większą niż życie", na ulicach było pusto, a wszyscy chłopcy marzyli, by choć przez chwilę być nim. Dziś Stanisław Mikulski, słynny już aktor filmowy i teatralny, w Czwórce wspomina, że często zdarzało mu się, przeklinać Hansa Klossa. – Wszystko ma dwie strony. Najpierw było "och", "ach" i szaleństwo na punkcie tego filmu, ale potem to się skończyło, zostało tylko "eeech" – opowiada Mikulski w studiu Czwórki. – Mimo wszystko ten film, po ponad 40. latach, wciąż jest oglądany, a chyba trudno o lepszy komentarz.
Gdy "Stawka…" wchodziła na ekrany, dla Stanisława Mikulskiego etap "spokojnego żywota" się zakończył. Dziś aktor opowiada, że jeszcze kilkanaście lat po premierze serialu było mu dość ciężko w życiu. – Nie mogłem się specjalnie nigdzie pokazywać – mówi Mikulski. – Natychmiast bowiem byłem demaskowany i wytykany, zwłaszcza przez młodych wielbicieli "Stawki…", którzy biegli za mną i straszyli mnie Brunerem.
Fot. Arkadiusz Goliszewski
Z drugiej strony do Mikulskiego przychodziło mnóstwo listów… miłosnych od fanek. – Ale były w większości bardzo miłe i subtelne – opowiada aktor i dodaje ze śmiechem, że oczywiście pojawiały się i takie z propozycjami natychmiastowego ożenku…
Dziś Mikulski, który zagrał niedawno w wyreżyserowanej przez Patryka Vegę "Stawce większej niż śmierć", która ma być kontynuacją "Stawki większej niż życie", żartuje, że nie wie, jak i czy w ogóle, zakończą się losy Hansa Klossa. – Reżyser powiedział, że nie zdradzi nam tego przed premierą – powiedział Mikulski. – I czekam z duszą na ramieniu, ale sam jestem ciekaw…
Posłuchaj całej rozmowy ze Stanisławem Mikulskim w "Stacji Kultura", albo obejrzyj ją w wersji wideo.
(kd)