Narciarstwo szybkie to sport wyjątkowo ekstremalny. Zawodnicy przyspieszają bowiem od 0 km/h do 200 km/h w 6 sekund. To wynik lepszy niż osiągi niejednego nowoczesnego auta.
W roku1992 speed ski było jedną z dyscyplin na zimowych igrzyskach olimpijskich w Albertville. Wówczas nasz rodak, Andrzej Tobiasz, pobił rekord Polski, osiągając prędkość 188,8 km/h. Potem udało mu się zjechać jeszcze szybciej - z prędkością ponad 200 km/h. Rekord ten był nieosiągalny dla polskich zawodników przez długie lata. Aż do momentu, w którym pojawił się Jędrzej Dobrowolski i zjechał ze stoku z prędkością 209,14 km/h. Dziś rekord Dobrowolskiego to imponujące 234,9 km/h.
I choć na razie speed ski to dyscyplina, o której usłyszeć możemy częściej w mediach zagranicznych niż polskich, nasz narciarz przyznaje, że robi wszystko, by tę sytuację zmienić. - Pracuję nad tym, by popularyzować narciarstwo szybkie w naszym kraju - przyznaje Dobrowolski w rozmowie z "Co was kręci". - Będą kolejne próby bicia rekordu prędkości w polskich Tatrach, na Kasporowym Wierchu. Oprócz tego pojawił się kolejny zawodnik, który chce spróbować swoich sił w speed ski. Coś się dzieje i mam nadzieję, że idą zmiany na lepsze.
Na razie jednak można powiedzieć, że Dobrowolski jest naszą "jednoosobową kadrą" w tej dyscyplinie sportu. Narciarz startuje w Pucharze Świata i planuje wrócić na podium tej imprezy. By zbliżyć się do aktualnego rekordu świata, pozostało mu 16 km/h.
A jak wygląda codzienność polskiego mistrza? - Praca, trening, rodzina, praca, trening, rodzina... - wymienia Dobrowolski. - Pracuję w rodzinnej firmie i to właśnie dzięki wsparciu najbliższych zacząłem jeździć. Ale każdego dnia "wyrywam się" z niej choćby na 40 minut, by móc potrenować.
(kd)