– Problem z miłością, pojmowaną jako namiętność jest taki, że wytwarzamy wówczas tam tyle endorfin i innej chemii, że wiele naprawdę ważnych rzeczy przestaje się liczyć – mówi Brzeziński. – Dopiero, gdy ten etap minie, zaczynamy się zastanawiać, czy dana osoba rzeczywiście, na poważnie nam odpowiada.
I choć pierwszy moment związku jest bardzo przyjemny, zdaniem Miłosza Brzezińskiego, można go porównać do picia alkoholu i palenia papierosów. Dlatego dopiero kiedy osiągniemy granicę i zwykłe "skakanie z kwiatka na kwiatek" przestanie nam wystarczać, szukamy w związku czegoś więcej poza seksem i dobrą zabawą. – To przychodzi w wieku kilkunastu lat bądź później – mówi gość Czwórki. – Człowiek zaczyna się wówczas cieszyć, że buduje coś wspólnie z drugim człowiekiem.
Tymczasem, zdaniem Brzezińskiego, cała dzisiejsza kultura i cywilizacja, szybki tryb życia i natłok obowiązków sprzyjają temu, by związki się rozpadały. – Być może ludzie z natury są stworzeniami umiarkowanie monogamicznymi, a każdy z nas powinien mieć w życiu trzech, albo czterech partnerów, aby znaleźć swoje szczęście – mówi gość Czwórki. – Bo przecież jesteśmy tak elastyczni, tak bardzo się zmieniamy na przestrzeni lat, że ciężko jest znaleźć osobę, która będzie się zmieniała tak, jak my, i wciąż wyznawała te same wartości.
Czytaj więcej: Wywiady z Miłoszem Brzezińskim <<<
Czy wobec tego miłość może przetrwać tylko wówczas, jeśli jest oparta na długoletniej przyjaźni? Nie do końca, bo ta, z definicji, oznacza stuprocentową szczerość, a to nie zawsze sprzyja zdrowym związkom. – Każdy powinien mieć w związku jakąś swoją "strefę cienia" – mówi Brzeziński.
By dowiedzieć się więcej o miłości, uzależnieniu od niej, roli przyjaźni w utrzymaniu związku i innych aspektach zakochania, posłuchaj całej rozmowy z "Poranka OnLine" .
(kd)