fot. W.Kusiński
Okazuje się, że popularna metoda "na przeczekanie" rzadko zdaje egzamin, a reagowanie agresją na agresję się nie sprawdza w żadnej dziedzinie życia. Mnóstwo własnych recept na to, jak żyć z cholerykami, mają za to słuchacze Czwórki. - Jeśli mój syn z sekundy na sekundę wybucha, rzuca talerzami, wali głową w ścianę, próbuję go uspokoić przytulając. jeśli to nie pomaga, musi na chwilę zostać sam - mówi jedna z słuchaczek. - Najlepiej reagować w ten sam sposób, co dana osoba - przekonuje inny. - Tylko spokój może nas uratować - pointuje słuchaczka Monika.
Zdaniem Miłosza Brzezińskiego bycie cholerykiem determinowane jest często przez problemy z układem nerwowym. - Nikt nikogo nie prowadzi do lekarza tylko dlatego, że tamten rzucił talerzem, jednak nie ma co wierzyć, że po jednej z naszych uwag całe jego życie się zmieni - tłumaczy ekspert. - Zwłaszcza, że choleryk czasem nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że na nas tak strasznie krzyczy...
I choć neurofizjolodzy mówią o problemach choleryków z zarządzaniem emocjami, klasyfikować ich jako osoby chore psychicznie nie należy. - Chodzi m.in. o umiejętności społeczne - wymienia Brzeziński. - Każdemu z nas czasem przychodzi do głowy, żeby zrobić coś niewłaściwego, ale wiemy co zrobić z taką myślą: nad niektórymi rzeczami zamyka się drzwi, trzeba je przeczekać - wyjaśnia.
Na choleryków krzyczeć nie warto. - To kwestia nie osób, a relacji między nimi - mówi Brzeziński. - Są ludzie, na których krzyczymy, a są tacy, na których nie odważymy się podnieść głosu. Poza tym, jeśli z natury jesteśmy spokojni, nie damy rady "wyprodukować" u siebie takiej agresji, jaką generuje choleryk. Dlatego z reguły staramy się zachowywać tak, jak jest to dla nas naturalne. Jedna osoba zamyka okno, druga włącza jazz.
(kd)