Wewnątrz okładki debiutanckiej płyty Stasiaka widnieje zdjęcie własnoręcznie urządzonego przez artystę pokoju. Na ścianach plakaty m. in. do „Wesela” Wojciecha Smarzowskiego, „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” Marka Koterskiego i „Misia” Stanisława Barei. – To moje ulubione filmy – przyznaje Stasiak. – Hip-hop to jeden z niewielu gatunków muzyki, które nie koloryzują i mówią wprost, jak tu jest. Podobnie wszystkie te filmy są bezpośrednie i nie koloryzują. To nie jest „Magda M.” – podkreślał w "Stacji Kultura".
Czy zatem raper postrzega Polskę jak Koterski, Smarzowski i Bareja: jako kraj pijaków i neurotycznych nieudaczników? – Owszem, wóda leje się strumieniami, bywa szaro, bywa buro. Naprawdę wiele rzeczy z tych filmów mogę odnaleźć w swoim życiu. Ale nie jestem aż takim świrem jak Adaś Miauczyński – zapewnia Stasiak.
Łukasz Stasiak hiphopowej publiczności znany był dotąd z zespołu 2cztery7. Jak przyznaje, myśl o nagraniu solowego albumu towarzyszyła mu już u zarania kariery. – Odkąd zacząłem rapować, myślałem o płycie solowej, ale nie byłem na nią napalony. Dopiero, kiedy ludzie zaczęli pytać o moje solowe numery, zacząłem się zastanawiać, czy mam o czym pisać, czy jestem na to gotów. To spora odpowiedzialność: unieść cały album – podkreśla Stasiak.
Album powstawał stopniowo. – Nie siedziałem nad nim cały czas. Były momenty, kiedy byłem całkowicie zdekoncentrowany i nie byłem w stanie nic nagrywać. Bywało też, że w tydzień nagrywałem trzy numery, niektóre pisałem w półtorej godziny, a „Ja chcę być vintage” napisałem w trzydzieści minut – wspomina Stasiak. Tę ostatnią piosenkę od kilku tygodni możecie usłyszeć na playliście Czwórki.
Więcej w rozmowie Kuby Kukli z Łukaszem Stasiakiem. Dźwięk i film znajdziesz w boksie po prawej stronie.
ŁSz