– Nie można żyć w sytuacji wiecznej walki, być ciągle uciemiężonym i oskarżać mężczyzn o seksizm – tłumaczy psycholog Ewa Kaleta w Czwórce.
– Feministki mnie irytują. Chciałbym przepuszczać kobiety w drzwiach, a im się to nie podoba – mówi zniesmaczony słuchacz Czwórki. – A przecież to nie jest przemoc z mojej strony, tylko przejaw dobrych manier. Kolejny słuchacz jest bezkompromisowy: feminizm to brak zgody na nierówne traktowanie kobiet. Nawet seksista powinien to ogarnąć – napisał Artur.
Tymczasem, zdaniem Anny Zawadzkiej, socjolożki, feminizm to po prostu ruch społeczny o bardzo długiej tradycji, sięgającej XIX wieku. – Można go rozmaicie oceniać, zgadzać się z jego doktryną, albo nie, natomiast nie ulega wątpliwości, że to kawałek historii społeczeństw nie tylko zachodnich – mówi gość Czwórki.
Według Zawadzkiej zaś fakt, że przeciętny zjadacz chleba w Polsce feminizm odbiera głównie, jako zmiany w nazewnictwie stanowisk piastowanych przez kobiety to efekt czarnego PR-u, stosowanego od wielu lat. Tymczasem niedawno stołeczni samorządowcy zamiast zajmować sie naprawdę ważnymi problemami, pochylili się nad odpowiedzią na pytanie czy głos, który będzie czytał nazwy stacji w II linii metra, ma należeć do mężczyzny, czy też do kobiety.
Zdaniem psycholog międzykulturowej Ewy Kalety, feminizm to nic innego jak zwykła "przemoc językowa". – Feministki są w stanie wiecznej wojny i dopóki będziemy stosować taki werbalny terror ten stan rzeczy nie minie – uważa Kaleta. – A nie można doświadczać atmosfery wiecznego uciemiężenia, ciągle udowadniać, że wszyscy mężczyźni to seksiści. Trzeba mieć do tego dystans. Śmieję się z "damskich koncówek" wyrazów. Uważam, że kobiety już trochę wywalczyły i dramatyczny wyraz twarzy już nie jest na miejscu.
Dowiedz się więcej o historii, zasadności i doktrynie feminizmu, słuchając rozmowy gości audycji "4 do 4". Posłuchaj także materiału reporterskiego Karoliny Mózgowiec, oraz sondy wśród słuchaczy Czwórki.
(kd)